- Co się tak patrzę? – normowałem oddech – A co ty byś zrobiła, gdybyś szła
sobie spokojnie, a nagle jakby z nieba wyskakuje na ciebie z wrzaskiem wilk w
masce?
- Hej, co ty taki sztywny? – spytała nieznajoma, a ja już się ogarnąłem.
- Ja? Sztywny? – uśmiechnąłem się – Nie, po prostu mnie zaskoczyłaś i
trochę się przestraszyłem. – ona ciągle zanosiła się śmiechem. Po chwili ja
również chichotałem, jej śmiech był zaraźliwy i uroczy. – To co teraz? –
spytałem
- Nie wiem. – powiedziała wilczyca trochę spokojniej – A co?
- Nic. – podrapałem się po grzbiecie – To... ja idę. – ruszyłem przed
siebie. Słyszałem za sobą delikatne stąpanie łap na śniegu. Obróciłem się.
Widziałem tylko kawałek puszystego ogona wystajęcego zza drzewa. Wadera nie
ruszała się. Poczłapałem cicho w jej stronę tak, by nie widziała i krzyknąłem:
- Buu! – wadera odskoczyła wystraszona. Zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Było mnie widać? – zapytała trochę zawiedziona, ale ciągle się śmiała
- A znowu chciałaś mnie przestraszyć? – odpowiedział mi chichot. – Ciebie
widać nie było, ale twoją ogromną kitę, tak. – powiedziałem. Ona spojrzała na
swój ogon.
- Ach, no tak. Wiesz, chyba cofnę moje słowa, że jesteś sztywny.
- Ha, czułbym się zaszczycony. – powiedziałem już ze spokojem opuszczając
delikatnie łeb.
<Luma? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz