piątek, 17 lipca 2015

Od Ariozyn do Edwarda


Przez dłuższy czas uciekałam przed tą okropną strażą. Starałam się ich zgubić. I chyba mi się udało. Brawo ja. Rozglądałam się przez chwilę. Nie widziałam ich. Uśmiechnęłam się. Trochę się zmęczyłam tym całym bieganiem. Postanowiłam odpocząć, lecz gdy usiadłam, usłyszałam szelest liści. Dźwięk dobiegał zza krzaków. Popatrzyłam na krzaki i zauważyłam parę wilczych uszu wystających z krzaków. Pomyślałam, że to pewnie jeden z tych okrutnych strażników. Przyjęłam postawę gotową do walki. Z jednym poradzę sobie. Zza krzaków wyszedł jakiś basior.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - powiedział spokojnym głosem wilk.
- Mam nadzieję - odparłam. Zrobiłam się spokojniejsza.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Nie śpieszę się tylko uciekam.
- Przed kim?
- Przed strażą.
- Jaką?
- Nieważne - warknęłam. Nie lubię odpowiadać na dużo pytań.
- Dobrze, dobrze... A tak w ogóle jestem Edward, ale mów mi Eddie.
- Ariozyn.
- A może chcesz dołączyć do Watahy Jasnego Blasku?
- A co będę z tego miała? - zrobiłam poważną minę, bo w końcu po co miałabym dołączyć do tej watahy. Zapewne wszyscy są tacy, jak on, czyli mili do bólu.
- No jak dołączysz, to wtedy żaden wilk z tej straży nie będzie mógł cię skrzywdzić, dopóki będziesz na terenach watahy.
Uśmiechnęłam się lekko. Basior też. Pewnie wiedział, że się zgodzę.
- Dobrze, dołączę. Tylko pokaż mi tereny watahy, ponieważ muszę wiedzieć, gdzie jestem bezpieczna.
Eddie popatrzył w moje oczy, jakby chciał z nich coś wyczytać, lecz ja odwróciłam się. Mam nadzieję, że nie umie czytać w myślach, ponieważ nie lubię, jak ktoś mi w głowie siedzi. Po chwili zdenerwowana zapytałam:
- Więc jak?

< Eddie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz