czwartek, 4 czerwca 2015

Od Rikiego CD Tashy

Nagle Tasha straciła przytomność.. Zaniepokojony zabrałem ją do jaskini i zbadałem. W końcu jestem medykiem, nie? Stwierdziłem, że czysto teoretycznie powinna nie tracić przytomności. Przykryłem ją kocykiem i usiadłem naprzeciwko niej. Co się stało? Może wzrost adrenaliny na to wpłynął. Zagryzłem wargę. Czyżby się mnie przestraszyła? Co się stało, że aż tak się przejęła? Z myśli wyrwał mnie głos wadery.
-Nie!! ZOSTAW MNIE!-warczała przez sen. Czyżby mówiła o mnie? Śniła na jawie? Poczułem ból. Narastający i palący w okolicach klatki piersiowej. Opuściłem uszy.
-NIEEE!!!-wrzasnęła ponownie. Tym razem się mocno zaniepokoiłem. Krzyk teraz był bardzo rozpaczliwy, zły i bezsilny. Nie wiem co mogło taki wywołać. Miałem pacjentów niespokojnych przez sen, ale oni wydawali bardziej... mniej prawdopodobny? Podszedłem do wadery i przyłożyłem łapę do jej czoła. Była rozpalona. Jakbym dotknął ognia. Sięgnąłem do skrzynki moich ziół medycznych i zabrałem zielony listek tulipana. Włożyłem go do ust Tashy i pomogłem jej przełknąć.
--Następnego Dnia--
Nie mogłem już znieść tego. Siedziałem przy niej przez całą noc. Nie zmrużyłem w ogóle oka a ona nadal się nie budziła. W końcu nie wytrzymałem i zacząłem rozpaczliwie trząść jej ciałem... ale bez skutku. Była jak w śpiączce. Delikatnie dotknąłem prawie zaschnięty kwiat i nagle poczułem mocny ból w głowie. Jakby rozsadzało mi mózg. Zaczęło mroczyć mi przed oczami.. Nagle poczułem jak odpływam.
 
Obudziłem się w środku miasta wilków.. No takim bardziej pseudo obozie.
-G-Gdzie jestem?-zapytałem. Wilki przy ognisku obróciły się w moją stronę i uśmiechnęły się potulnie.
-W watasze wilków przeznaczenia.-odpowiedziała wadera siedząca obok mnie.
-Ale jak?
-Znaleźliśmy cię w środku lasu. Chyba nie chciałbyś tam zostać, co?-odpowiedziała pytaniem na pytanie. Przypomniałem sobie Tashe. Ona pewnie nadal tam leży!! Natychmiast wstałem lecz wadera mnie przytrzymała.
-Hola, hola! Gdzie tak pędzisz młody?
-Zostawiłem Tashe samą. Muszę do niej iść!-wyrywałem się.
-Tashe? No to się trochę spóźniłeś.. Posejdonik dzisiaj ją poślubia.-powiedziała. Natychmiast obok grzmotnął piorun.
-PRZEPRASZAM KUŹWA! PAN SZANOWNY NAJMILSZY I JAKŻE KOCHANY POSEJDON, PAN MÓRZ I INNYCH DUPEREL! LEPIEJ?!!-krzyknęła w niebo.
-Ym... Przepraszam? Dobrze się czujesz?-zapytałem cicho.
-Ja? Jak najbardziej... Tylko temu na górze się trochę pomieszało w głowie. Nadwrażliwy braciszek Posejdona.-zamruczała.
-Ale jak to?! Posejdon chce poślubić Tashe?! On w ogóle żyje?!-powiedziałem, lecz ledwo przeszło mi przez gardło. Ekipa siedząca wokół ogniska obróciła się do nas. Zaś wadera zrobiła minę jakbym spadł z byka.
-No oczywiście! A kto nas ciągle terroryzuje?! No chyba nie teściowa pomarańczowego korniszona!-rzekła sarkastycznie.
-Ale chodzi ci o brązowo włosą waderę z białym kwiatkiem za uchem?
Przytaknęła.
-Ale JAK?! Wczoraj jeszcze ze mną rozmawiała i nie mówiła o żadnym ŚLUBIE-wpadłem w panikę. Może to co chciała mi powiedzieć to było o tym nieszczęsnym ślubie! Nie chciało mi się wierzyć...
-Widzę, że się trochę spociłeś.. Co? Kochanka twoja? Spoko, wilki mówią, że ona jest zmuszona do tego ślubu. Podobno żeby chronić bliską osobę. Ale już po ptakach bo jak ona zostanie królową mórz i rybek to już nic nie zrobisz.. Jest dzisiaj o 16:30.-mimowolnie zacząłem rozmyślać o kogo chodzi. Nie mówiła mi o swojej rodzinie.
-Skoro jest pod przymusem to nie pomagaliście jej uciec?-zapytałem po chwili.
-Jakbyśmy spróbowali to by było po nas kochany. Stryczek gwarantowany.
-Nie ma u was czegoś takiego jak wolność słowa? Czekaj... KTÓRA GODZINA!!??
-Nie ma.. A godzina jest 14:04.-odpowiedziała mi smutno patrząc się we mnie. Powoli obmyślałem plan. Skoro nie u nich demokracji to może trzeba by było ją stworzyć na tym ślubie. Tylko z tego co wnioskuje z mitów, to bogowie są potężni. Trzeba by ich wziąć z zaskoczenia.
-Macie gdzieś miecze?-zapytałem uśmiechając się szatańsko. Wadera wskazała mi skrzynie. Podbiegłem do niej i wyciągnąłem miecz.
-A po cóż ci to?-zapytał jeden z ekipy ognia.
-Pomyśl. Do czego są miecze?
-Do zabijania.
-A..
-Oh, przestań! Jaki masz plan?-wtrąciła się wadera.
-Żeby stworzyć demokracje tutaj odbijając przy tym Tashe.
-No niby jakbyśmy to zrobili?
-Na ślubie nikt nie będzie się spodziewał ataku.-zaśmiałem się iście jak z jakiegoś horroru.
-Dobre! Ale jak przemycić broń?!
-Myślałem, że najbardziej ty się domyślisz. Z tego co wiem wilki płci przeciwnej na uroczystości zamiast sukienek noszą, także torby.
-Ja? I sukienka? No chyba..
-Jedyne co mnie zastanawia to fakt, że tak trochę nas mało.-przerwałem jej.
-Grr.. Serio myślisz, że nas tak mało? To jest tylko jeden obozik.. Dokładniej jest na prawie 2 tysiące. Nie licząc szczeniaków oczywiście.-uśmiechnęła się.
--Godzina Później--
-Wszyscy znają już plan?-zapytałem z uśmiechem towarzyszy wokół mnie. Wszyscy skinęli głową po czym rozeszli się.
-Widzimy się za 45 min.!-zawołałem za nimi. Rzeczywiście było ich dość dużo, tak jak mówiła Kayla (ta wadera).
-No to co? Czas się przygotować!-rzekłem do Kayli.
-O nie! Mówiłam już, że nigdy nie włożę sukienki! I to jeszcze z falbankami!
-Włożysz! Bez ciebie cały plan pójdzie w las!
-My już jesteśmy w lesie.
-Oj! Nie dosłownie.
-Ale..
-Biegiem!
-Dobra! Już!

--45 min później--
-Gdzie oni są?!-pytałem co 30 sekund Kayle.
-No wiesz.. Trochę trudno nieść torbę z 2 tonowym wyposażeniem 20 wilków w torebce.
-Już jesteśmy Riki!-zawołały wadery włócząc się do nas.
-No nareszcie! Chodźmy już!-rzekłem ruszając za Kaylą.

--Ślub--
Obserwowałem ceremonię ze wstrętem, który próbowałem jakoś zatuszować. Tasha wyglądała przepięknie.. A ten dureń do łap jej nawet nie dorównywał! Bidulka niemal płakała na tym ołtarzu, a on jakby nigdy nic uśmiechał się figlarnie.
-A teraz czas na kumulacyjny punkt ślubu.-rzekł ksiądz zakładając okulary. Wtedy skinąłem głową na Kayli. Wadera nagle wstała i zaczęła wrzeszczeć.
-TO TY!!!
-Ym?
-TO BYŁEŚ TY DUPKU!!-na ten krzyk wszyscy goście obrócili się w jej stronę, łącznie z tymi z pierwszego rzędu. Czyli najważniejsi bogowie.
-Że co?!-zapytał pan młody podchodząc do wadery na bezpieczną odległość.
-Ja też pamiętam! To był on!-podniosła się kolejna wadera z naszej ekipy. Wtedy była mój chwila. Niepostrzeżenie  podszedłem do panny młodej. Widziałem, że bardzo powstrzymywała się żeby nie podbiec do mnie.
-To on!-krzyknęła kolejna.
-Co ty tu robisz?-szepnęła mi do ucha Tasha. Jak ja miałem ochotę ją teraz przytulić!
-Nie mamy czasu. Biegnij do lasu. Tam znajdziesz wilka z charakterystycznym czerwonym okiem. Powiedz mu ptak wylądował. I uważaj na siebie. Nie zwracaj na nic uwagi.. tylko na tego wilka.
-Ale..
-Biegnij!
Wadera skinęła głową marszcząc brwi. Pobiegła. Wróciłem szybko na miejsce gdzie stałem.
Posejdon był już niebezpiecznie blisko Kayli. Wyczarował topór zamachnął się i.. w ostatnim momencie wilczyca wyciągnęła miecz i obroniła się przed ciosem.
-Co do...?!- nie czekając na zakończenie zdania rzuciła wszystkim którzy wstali, łącznie ze mną broń. W jej ślad poszły także inne wadery. Jena czwarta wader i basiorów poszli pilnować drzwi, a reszta pobiegła do rangi bogów ważnych i ważniejszych.  Kayla pobiegła na ołtarz.
-DOŚĆ NIEWOLI! NASTAŁ CZAS SŁODKIEJ DEMOKRACJI!!!-wrzasnęła. Trójca.. a tak właściwie dwójca, bo Hades zaczął tylko śmiać się z bezsilności swoich braci, poszli na waderę przed ołtarzem. Inni bogowie zaś wzięli się bardziej za walkę. Wilki nie wtajemniczone usiedli sobie na boczku i zaczęli się przyglądać walce. Niestety niektórzy musieli się bronić, bo bogowie atakowali kogo popadnie.
-HAAHAHAHAH!!! JAKIE MACIE MINY!!!-niemal lał ze śmiechu Hades.
-Dokładnie!-usiadłem obok niego. Kiedy zauważył mnie przez chwile przestał się śmiać.
-Hej! Hades jestem.-przedstawił się.
-A ja Riki.-uśmiechnąłem się do Hadesa.
-Skąd jesteś?
-Z watahy jasnego blasku.-odpowiedziałem szczerze. No co? W końcu jedyny bóg który nie chce mnie zabić!
-Przekaż, więc Lakocie i Rachel, że ich szczerze nienawidzę. I jak wrócę to skopie im dupska. (od autora: A propos  opowiadania Lakoty i Rachel xD).
-Jasne! To co? Wyśmiewamy się z nich?
-No ba!
-HAHAHAHA-zaśmialiśmy się wspólnie. I to była najgorsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. Rozwścieczone oczy Posejdona odwróciły się w moją stronę. Rozejrzał się dookoła  i widząc, że jego niedoszła żona zniknęła podbiegł do mnie. Gdyby nie Hades, Posejdon nabił by mnie na pal.
-Hola, hola! Stary co on ci zrobił?-zagrodził mu drogę.
-CO CIĘ TO!?-zapytał rozgniewany.
-A to ja może już sobie pójdę.-obróciłem się, lecz chwyciła mnie duża łapa Posejdona.
-Zapłacisz mi za to szczeniaku!-potrząsał mną, jak marionetką.
-Ej! Zostaw go! Co on ci zrobił braciszku?
-Rozkręcił tą całą rewolucje i POMÓGŁ UCIEC MOJEJ ŻONIE!!
-Przyszłej.. A po drugie nie moja wina, że..
-ZAMKNIJ SIĘ!-przerwał mi.
-No ej! Posek nie przesadzaj!-nadal Hades próbował nas rozdzielić. Nie zdążył nawet podejść, a Posejdon zadał już pierwszy cios. Nie czekałem na następny i ja także zraniłem przeciwnika. Po parunastu minutach walki mogłem już pożegnać się z życiem. Leżałem cały zakrwawiony na podłodze czekając jedynie na ostateczny cios. Widziałem wszystko rozmazane. Widziałem rozmazanego Hadesa jedzącego popcorn, Posejdona patrzącego na mnie z nienawiścią. Nagle nie wiadomo jak wilk miejący już zadać ostateczny cios osunął się na ziemię. A za nim była Tasha.
-UUUUUU!!! Z tego braciszku chyba się nie pozbierasz.-zachichotał Hades przeżuwając popcorn. Oczywiście było to kłamstwo.. Bogowie regenerowali się po kilku dniach.. Były to moje ostatnie myśli, zanim straciłem przytomność.

<O BOGOWIE! (a zwłaszcza Hades xD) Ale się rozpisałam! Tak i jestem normalna, wstawiając to o godzinie 23:30 xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz