Nie mogłam usnąć. Przewracałam się z boku, na bok. Po godzinie bezczynnego leżenia poirytowana wstałam i spojrzałam na wyjście z jaskini. Czułam dziwną potrzebę wyjścia, wyjścia i pozostania tam jak najdłużej. Powolnym krokiem wyszłam przed jaskinię. Księżyc świecił mocniej niż zwykle, wiatr był delikatniejszy niż zwykle, a świerszcze jakby zniknęły za pomocą dotknięcia magicznej różdżki. Świat ucichł nieprzeniknioną ciszą. Zamknęłam oczy.
- Idź. - usłyszałam. Otworzyłam oczy i nerwowo się rozejrzałam, byłam tu jedynie ja. Wzięłam głęboki oddech i zbiegłam ze wzgórza. Wbiagłam w Las Camber, który był ciemniejszy niż zwykle. Ta noc była inna niż wszystkie, tak zdecydowanie inna. Poczułam się nieswojo, tak jakbym była w całkowicie obcym dla mnie miejscu. Usłyszałam przeraźliwy krzyk. Serce zabiło szybciej, a żyły zaczęły pompować więcej krwi. Biegłam po niespotykanie miękkim mchu.
- Gdzie się wybierasz? - usłyszałam głoś pośród ciemności. Stanęłam dysząc. Zaraz... znam ten głos. Wyszczerzyłam kły w szyderczym uśmiechu. Adrenalina osiąga chyba powoli swój szczyt.
- Czyżby sam Soren? - zamachnęłam ogonem powietrze, już ledwo stałam w miejscu.
- Och, od kiedy to tak oficjalnie, kochanie? - wyszedł z cienia, on, największy wróg, a zarazem najbliższa mi osoba. On, sam Koszmar.
- Wybacz, dawno żeśmy się nie widzieli, co? - zaczęłam krążyć ze spuszczoną nisko głową wokół basiora. Podążał za mną wzrokiem.
- Uciekłaś, to się nie widzieliśmy. - uniósł delikatnie kąciki ust. Kiedyś było całkowicie inaczej. byłam całkowicie inna. Nikt oprócz niego nie mógł do mnie podejść. Nikt. Zginąłby.
- Nie pamiętasz już jak pięknie było, kiedy razem wychodziliśmy na polowanie? Nie pamiętasz tego cudownego bólu otaczającego twoje ciało? Nawet zapomniałaś o tym, jak oni prosili o łaskę? - kończąc wypowiedź zaśmiał się. - Wiesz co, brakuje mi tego. - spojrzał na mnie wzrokiem najzwyklejszym na świecie. Nietypowym dla niego.
- Pamiętam i to doskonale. - szyderczo się uśmiechnęłam podchodząc do niego. - A pamiętasz co było najlepsze? - serce biło mi coraz mocniej. Byłam już naprzeciwko niego. - To. - szepnęłam mu do ucha. Szybkim ruchem wgryzłam się w jego kark powalając na ziemię. Basior wyszczerzył się ukazyjąc rzędy białych kłów. Przycisnęłam łapą jego pysk do ziemi.
- Mógłbyś częściej wpadać. - szepnęłam nachylając się nad nim. Odskoczyłam puszczając go wolno. Zamachnęłam ogonem, a niebieskie znaki na moim ciele zaczęły świecić. Samiec nachylił głowę, a z ziemii powoli zaczęły wyrywać się gorące kawałki gruntu. Po chwili było ich pełno wokół nas.
Soren wybiegł naprzeciw mnie, a ja zręcznie przeskoczyłam go odbijając się od jego łba. Gwałtownie się obrócił i rzucił na mnie powalając na ziemię. Uśmiechnęłam się i kopnęłam go, poleciał metr dalej na ziemię. Wstał odbijając się od ziemii w moją stronę. Wgryzł się w moją szyję rzucając mną o ziemię. Wstałam wgryzając się głęboko w jego bok, basior zgiął się w pół i zahaczył zębami o moje ucho rozrywając je. Nasze oczy zaświeciły, tak to jest to, czego potrzebowaliśmy od dawna. Odskoczyliśmy od siebie. Basior spojrzał na mnie, krew ciekła z jego pyska.
Zaśmiałam się. Tyle czasu byliśmy kompanami, nie było silniejszych od nas. Razem w walce byliśmy nie do pokonannia. Wszędzie, gdzie się pojawiliśmy sialiśmy postrach. Wymordowaliśmy setki rodzin, to była czysta przyjemność. Ktokolwiek stanął przed nami szybko lądował do piachu, mieliśmy tylko siebie. Rodziny nie ma, przyjaciół nie ma. Tylko my, tylko dwie równe sobie istoty. Byliśmy przeklinany przez szamanów, lecz zdawało się to na nic. Złe duchy na nas nie działały, ba, my byliśmy złymi duchami. My byliśmi fizycznym wcieleniem najgorszego zła tego świata.
Wyskoczyłam na basiora powalając go na ziemię, złapałam w żelazny uścisk jego szczękę, która u zwykłego wilka dawno była by pogruchotana w drobny mak. Ale on był inny, on powinien już umrzeć miliony razy, ale żył. Nigdy mi nie zdradził tej tajemnicy. Patrzyłam w jego oczy zdyszana. Zwolniłam uścisk i odeszłam. Soren wstał i szyderczo się uśmiechnął.
- Jeszcze wrócę. - powiedział i zniknął w ciemności. Zamknęłam oczy i usiadłam. Nie mogłam zasnąć, siedziałam tylko myśląc o tym wsyzstkim.
- Idź. - usłyszałam. Otworzyłam oczy i nerwowo się rozejrzałam, byłam tu jedynie ja. Wzięłam głęboki oddech i zbiegłam ze wzgórza. Wbiagłam w Las Camber, który był ciemniejszy niż zwykle. Ta noc była inna niż wszystkie, tak zdecydowanie inna. Poczułam się nieswojo, tak jakbym była w całkowicie obcym dla mnie miejscu. Usłyszałam przeraźliwy krzyk. Serce zabiło szybciej, a żyły zaczęły pompować więcej krwi. Biegłam po niespotykanie miękkim mchu.
- Gdzie się wybierasz? - usłyszałam głoś pośród ciemności. Stanęłam dysząc. Zaraz... znam ten głos. Wyszczerzyłam kły w szyderczym uśmiechu. Adrenalina osiąga chyba powoli swój szczyt.
- Czyżby sam Soren? - zamachnęłam ogonem powietrze, już ledwo stałam w miejscu.
- Och, od kiedy to tak oficjalnie, kochanie? - wyszedł z cienia, on, największy wróg, a zarazem najbliższa mi osoba. On, sam Koszmar.
- Wybacz, dawno żeśmy się nie widzieli, co? - zaczęłam krążyć ze spuszczoną nisko głową wokół basiora. Podążał za mną wzrokiem.
- Uciekłaś, to się nie widzieliśmy. - uniósł delikatnie kąciki ust. Kiedyś było całkowicie inaczej. byłam całkowicie inna. Nikt oprócz niego nie mógł do mnie podejść. Nikt. Zginąłby.
- Nie pamiętasz już jak pięknie było, kiedy razem wychodziliśmy na polowanie? Nie pamiętasz tego cudownego bólu otaczającego twoje ciało? Nawet zapomniałaś o tym, jak oni prosili o łaskę? - kończąc wypowiedź zaśmiał się. - Wiesz co, brakuje mi tego. - spojrzał na mnie wzrokiem najzwyklejszym na świecie. Nietypowym dla niego.
- Pamiętam i to doskonale. - szyderczo się uśmiechnęłam podchodząc do niego. - A pamiętasz co było najlepsze? - serce biło mi coraz mocniej. Byłam już naprzeciwko niego. - To. - szepnęłam mu do ucha. Szybkim ruchem wgryzłam się w jego kark powalając na ziemię. Basior wyszczerzył się ukazyjąc rzędy białych kłów. Przycisnęłam łapą jego pysk do ziemi.
- Mógłbyś częściej wpadać. - szepnęłam nachylając się nad nim. Odskoczyłam puszczając go wolno. Zamachnęłam ogonem, a niebieskie znaki na moim ciele zaczęły świecić. Samiec nachylił głowę, a z ziemii powoli zaczęły wyrywać się gorące kawałki gruntu. Po chwili było ich pełno wokół nas.
Soren wybiegł naprzeciw mnie, a ja zręcznie przeskoczyłam go odbijając się od jego łba. Gwałtownie się obrócił i rzucił na mnie powalając na ziemię. Uśmiechnęłam się i kopnęłam go, poleciał metr dalej na ziemię. Wstał odbijając się od ziemii w moją stronę. Wgryzł się w moją szyję rzucając mną o ziemię. Wstałam wgryzając się głęboko w jego bok, basior zgiął się w pół i zahaczył zębami o moje ucho rozrywając je. Nasze oczy zaświeciły, tak to jest to, czego potrzebowaliśmy od dawna. Odskoczyliśmy od siebie. Basior spojrzał na mnie, krew ciekła z jego pyska.
Zaśmiałam się. Tyle czasu byliśmy kompanami, nie było silniejszych od nas. Razem w walce byliśmy nie do pokonannia. Wszędzie, gdzie się pojawiliśmy sialiśmy postrach. Wymordowaliśmy setki rodzin, to była czysta przyjemność. Ktokolwiek stanął przed nami szybko lądował do piachu, mieliśmy tylko siebie. Rodziny nie ma, przyjaciół nie ma. Tylko my, tylko dwie równe sobie istoty. Byliśmy przeklinany przez szamanów, lecz zdawało się to na nic. Złe duchy na nas nie działały, ba, my byliśmy złymi duchami. My byliśmi fizycznym wcieleniem najgorszego zła tego świata.
Wyskoczyłam na basiora powalając go na ziemię, złapałam w żelazny uścisk jego szczękę, która u zwykłego wilka dawno była by pogruchotana w drobny mak. Ale on był inny, on powinien już umrzeć miliony razy, ale żył. Nigdy mi nie zdradził tej tajemnicy. Patrzyłam w jego oczy zdyszana. Zwolniłam uścisk i odeszłam. Soren wstał i szyderczo się uśmiechnął.
- Jeszcze wrócę. - powiedział i zniknął w ciemności. Zamknęłam oczy i usiadłam. Nie mogłam zasnąć, siedziałam tylko myśląc o tym wsyzstkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz