sobota, 28 lutego 2015

Nowe szczeniaki!

Właśnie przyszły na świat dwa szczeniaki: Aramisa i Jason.



Gratulujemy Aishy i Felixowi ❤

Od Aishy cd Felixa

Spojrzałam na niego dziwnie.
- Wiesz Fifi... nie powiedziałam ci wszystkiego. - wyznałam ze spuszczoną głową.
- To znaczy...? - spytał niespokojnie.
- One... to znaczy, wilczurki będą wcześniakami... - spojrzałam na niego skruszona - nie powiedziałam ci tego, bo bałam się, że zaczniesz panikować.
Reszta dnia była przyjemna. Wieczorem zasnęłam przytulona do Felusia.
*Parę miesięcy później*
Wlokłam się do Lumy razem z Fifim. Mój brzuch zaczął mi ciążyć. Zresztą parę razy wpadła Sava i zauważyła już coś. Była w szoku na wieść o wilczurkach, ale pogratulowała nam serdecznie. Kiedy dotarliśmy do nory Lumy powiedziałam Felixowi, żeby zaczekał na zewnątrz. Od medyczki dowiedziałam się bowiem wcześniej, że termin jest wyznaczony na dzisiaj. Byłam zdenerwowana, ale Lix starał się poprawić mi nastrój.
- Ej, słonko. Poradzimy sobie - mówił. Ale ja wcale nie byłam tego taka pewna. Weszłam do jaskini. Luma siedziała w kącie i coś robiła.
 - Luma? - pytam niepewnie.
- Ach, to ty. - mówiła i uśmiecha się. Kazała mi położyć się na podłodze na specjalnym posłaniu. Nagle dopadły mnie skurcze.
- To się chyba zaczyna... - mruknęła Luma.
*pół godziny później*
Luma zawołała Lixa, który stał zdenerwowany na zewnątrz. Leżałam na posłaniu wycieńczona, a przy moich łapach leżały bliźniaki. Śliczne. Ale wyglądu nie odziedziczyły po żadnym z nas. Oboje mieli kołczany i łuki.
- Urocze - stwierdził Fifi - Jak je nazwiemy?
- Dziewczynka to będzie Aramisa, a chłopiec... może Jason? - zaproponowałam.
-Dobra. - zgodził się mój partner. Nagle Aramisa spojrzała na mnie swoimi pięknymi, dużymi oczyma i powiedziała do mnie po... po grecku? Byłam zbyt oszołomiona, aby zareagować.
- Czy ty spadłaś ze schodów w czasie ciąży? - spytała Luma - Bo mówią nie po naszemu.
Feluś gapił się na nie totalnie oszołomiony.
- One... po jakiemu one mówią? - zapytał niepewnie.
-Po grecku. - wyjaśniłam czując lekkie zażenowanie. Nagle na szczeniaki spłynęła złoto - srebrna mgiełka.
- Co się dzieje? - Lix popatrzył na mnie wystraszony.
- Właśnie zostały uznane za Boskie Wilki. Ich opiekunami będą Apollo i Artemida. - wytłumaczyłam cierpliwie. Potem wytłumaczyłam Aramisie i Jasonowi po grecku, aby do mnie mówili po naszemu, albo po grecku, ale żeby do tatusia mówili jedynie po naszemu.

<Fifi? Mamy szczeniaki! <3 >

Od Felixa cd Aishy

Atmosfera zrobiła się nieco... gęsta. Wracaliśmy bez słowa.
- Uhm, Aisha... - zacząłem
- Tak? - rzuciła okiem w moją stronę
- Kocham cię. - pocałowałem ją w szyję. Uśmiechnęła się delikatnie. Podałem jej łapę. Resztę drogi czasu trzymaliśmy się za łapę. Weszliśmy do naszego domku, a Aisha widocznie gorzej się poczuła.
- Kręci mi się w głowie... - powiedziała cicho. Położyłem ją i przykryłem skórzanym kocem. Natychmiast wziąłem glinianą miskę i pognałem do najbliższej rzeki. Szybko ją naoełniłem i wróciłem do ukochanej.
- Och, dzieki. - napiła się uważając, by nie wylać wody na siebie.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - spytałem troskliwie. Nie chciałem, by w tym szczególnym czasie czegokolwiek jej brakowało.
- Nie, raczej nie. - pokręciła głową
- Na pewno? - uśmiechnąłem się, a ona cicho zachichotała
- Na pewno. - wzięła moją łapę i przystawiła do brzucha. Dziwne uczucie, czuć coś co się rusza pod opuszkami i mieć świadomość, że to coś, to twoje dziecko. Coś, co żyje, coś za co jesteś odpowiedzialny. Malutkie wilczurki. Wspaniałe uczucie.
- Fajnie, prawda? - powiedziała Aisha widząc mój zachwyt
- Cudownie. - pocałowałem jej brzuch
- Chyba zaczynam odczuwać instynkt macierzyński, wiesz? - patrzyła na mnie swoimi pięknymi, ciemnymi oczami
- Czyli?
- Czyli coraz mocniej odczuwam miłość, do młodych... coraz bardziej czuję się za nie odpowiedzialna...
- To ja chyba też posiadam instynkt macierzyński. - zaśmialiśmy się
- Niee, to nie to samo. Trudno to wytłumaczyć, wiesz?
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami - Bo piękna jest pewność, ale niepewność piękniejsza. - dałem jej buziaka w policzek

<Aisha? :3>

Od Mery cd Hanto

- Bo jakbyś wiedział, że zwierzęta też czują, to byś przestał myśleć jak większość. - westchnełam. Czy na serio trzeba mu to wszystko wklepywać do mózgu?
- Znalazła się... cholerna weganka. - przewrócił oczami.
- Chceż mnie zabić za t,o że zwierzątka nie mają szans z wilkami? - nie wytrzymałam... nienawidzę ochydnych tyranów, którzy myślą tylko i wyłącznie o swoim ego. Podeszłam do niego i  zdecydowanym ruchem podrapałam mu tą ochydną twarz.
Przyłożył łapę do policzka z którego wypłyneła krew i policzek zaczoł się zrastać.
- Za co to!? - Zapytał z wyrzutem.
- Za co?! Za twoje ochydne ego, którego nikt nigdy nie wyleczy! - wykrzyczałam mu w twarz. Nawet jeśli mnie nie lubi, to może przynajmniej nie wspominać o okrucieństwu wilków wobec przyrody, która obdarzyła naszą rasę najlepiej z wszystkiego co kiedykolwiek żyło. To jest poprostu ochydne. Nie kłóciłabym się, gdyby nikt nie znęcał się nad biednymi zwierzętami zamiest je poprostu ogłuszać i zabijać, a nie na żywca ciąć biedactwo i jeszcze dać mu uciec... i niech się męczy! Grr... no dobra... może przesadziłam z tym egiem ale co ja poradzę. Nienawidzę królów świata, za których nie dałabym nawet pół monety. Mam nadzieję, że natura w końcu podniesie się po tej walce i zacznie czynić sprawiedliwość.
- Sorry Hantuś... poniosło mnie. Ale przynajmniej masz odpowiedz na swoje pytanie... i małą blizne na policzku - uśmiechnełam się do niego... troche ochłonełam.

<Hantuś? Co na to powiesz? xD Nie ma to jak już wybuchnąć 2 razy w ciągu  6 opowiadań xD>

Od Edwarda cd Layli

To była najprzyjemniejsza rzecz jaką kiedy kolwiek zrobiłem w  swoim życiu. Lecz nadal miałem mętlik w głowie... czy poprosić ją żeby była moją partnerką? Automatycznie by została samicą alfa... Nie wiem czy dała by sobie rade. Ale w sumie można by to ukryć... tylko że po pierwsze: było by jej smutno, czego bym nie chciał, a po drugie: dużo osób przychodzi do mnie do domu od rana do wieczora i by chyba zauważyli, że mieszka u mnie pewna, bardzo śliczna wadera. Lecz kocham ją i  nie chciałbym żeby myślała sobie, że mi na jej nie zależy. Jednak w jej wzroku nie widzę oczekiwania. Jestem szczęśliwy, że nie zmusza mnie do podjęcia decyzji... mamy jeszcze czas. Przytuliłem ją z całej siły.
- Ej! Bo mnie zgnieciesz. - zaśmiała się.
- Śmiejesz się jak nimfa. - rozmarzyłem się. Poczułem że powieki mi się zamykają. Było cudownie, przytulałem wadere na której mi zależy, gwiazdy na niebie migotały radośnie. Wkońcu otrząsnąłem się i uświadomiłem sobie, że właśnie ja powinienem jej strzec, a nie na odwrót. Wstałem cichutko by się nie obudziła. Tak słodko spała. Mógłbym patrzeć się na nią godzinami. Lecz musiałem albo zapalić ognisko... albo obudzić ją i przenieść się do jakiejś jaskini. Pierwsza opcja była najbardziej korzystna. Zabrałem się za zbieranie gałązek, lecz nie spuszczałem wadery z oczu. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby jej się coś stało. Kiedy już zebrałem już gałązki podszedłem do Layli i zacząłem rozpalać ognisko. Nie mogłem przecież dopuścić, by wilczyca zmarzła. Dorzucałem gałązki gdy ognisko przygasało, aż wkońcu zasnąłem. 

<Layla? Jak się spało? :D>

Od Aishy cd Sakury/Felixa

Kiedy Felix poprosił abym odeszła na chwilę odeszłam. Ale zrobiłam się niewidzialna i podeszłam do "znajomych". Kiedy usłyszałam tekst Sakury "Z tym to do Aishy." nie wytrzymałam. Zmaterializowałam się obok Fifiego, aż oboje podskoczyli zdziwieni. Uśmiechnęłam się zjadliwie do Sakury.
- Owszem, możecie się spotykać. - powiedziałam słodkim tonem - Nie bronię wam. Pod warunkiem, że Lix wróci nie później niż po ósmej wieczorem. To po pierwsze. Pod drugie - spiorunowałam Felixa spojrzeniem - Nie muszę się spotykać z twoją... jakby to powiedzieć... znajomą - wykrzywiłam się szyderczo do wadery. Wiedziałam, że stara się poddać moim kpinom. Widziałam jak liczy do dziesięciu, aby się uspokoić. Po chwili odezwał się Felix:
- Tak... to może... chodźmy do domu, co Aisha?
Przytaknęłam bez słowa. Ruszliśmy powoli w stronę jamy.

<Felix, Sakura? Sorry, że takie krótkie (jak na mnie)>

piątek, 27 lutego 2015

Od Savy cd Arrowa

Beztroska zabawa trwała jeszcze jakiś czas. Padliśmy w końcu wymęczeni na ziemię. Śmialiśmy się resztkami sił. Mały nagle wstał i gdzieś pobiegł. Nie wiem, skąd miał tyle energii. Ja byłam padnięta. Ach, te szczeniaki! Arrow pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie normując oddech. Po paru minutach oboje się już uspokoiliśmy. Przewróciłam się na brzuch. Wzięłam niewielkiego kwiatuszka rosnącego przed moimi oczami i zaczęłam się nim bawić. Obrywałam płatki, zginałam... no cóż, zawsze znajdę sobie jakieś zajęcie.
- Zaplanujmy ślub. - rzuciłam nagle. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Arrow przybliżył się i mnie przytulił.
- Oczywiście. - uśmiechnął się.
- Musi być w dzień słoneczny. - zaproponowałam
- Będzie hucznie. - dodał, a ja zachichotałam.
- Wiadomo. Odbędzie się... gdzie? O której? Och, za dużo planowania. Zrobimy to kiedy indziej. - pocałowaliśmy się
- Wadera zmienną jest, nieprawdaż? - spytał retorycznie Row, odsuwając delikatnie pyszczek. Nagle oblała nas strużka zimnej wody. Pisknęłam cicho, i tylko usłyszałam chichot Dj'a.
- Osz ty! - dostanie ci się! Zażartował Arrow i zaczął go gonić, co jeszcze bardziej robawiło malca. Szczeniak odrzucił na bok glinianą miskę i zaczął uciekać przed basiorem. Wyglądali tak uroczo... ja już nie miałam siły biegać, więc tylko ich obserwowałam. Woda w sumie przyjemnie orzeźwiała moje ciało.

<Arrow? :3>

Od Sakury cd Aishy/Felixa

Spojrzałam na Felixa
- Aisha? Zostawisz nas na chwilę? - spytał po chwili. Trochę mnie to zaskoczyło.
- Tylko wracaj szybko. - powiedziała wrogo.
- Sakura... może lepiej jakbyśmy się nie spotykali... ale tylko jak jestem z Aishą.
 - Yh... - mruknęłam.
- Saku... nie bądź zła...
- Jak mam nie być zła?! Przez Aishę nawet się spotykać nie możemy... lubię cię i chce się z tobą przyjaźnić...
- Wiem Saku... a może jak ty i Aisha spędzicie ze sobą trochę czasu?
- Co? Ja i ona? SAME?
- No... tak...
- Z tym to do Aishy. - powiedziałam

<Felix? Aisha?>

Od Hanto cd Mery

- Słuchaj, tutaj panuje prawo dżungli. Prościej mówiąc: prawo silniejszego. Kto silniejszy, kto potrafi przetrwać, ten lepszy. Taki nasz los, skarbeczku.
- Nie nazywaj mnie tak. - opuściła łeb i warknęła
- Dobrze, dobrze. - wyszczerzyłem się - Wracając. Albo coś cię zabije, albo sam umrzesz. Taki los. I albo wykorzystasz swój krótki żywot dobrze,
- I zabijasz, żeby zaspokoić swoje potrzeby... - mruknęła
- Albo źle.
- I żyjesz w zgodzie z przyrodą. - dodała szeptem i patrzyła na mnie z pogardą
- Znaczy tego nie powiedziałem, ale wiesz. Także, to jest właśnie sens życia. Przeżyć. Ot, cała historia. I nie mówię, że wykorzystuję życie dobrze.
- Ooo, bynajmniej. - powrócił waderze wcześniejszy, wspaniały humor
- Ja wykorzystuję życie doskonale... jak się zwiesz, wadero? Czy też wolisz, bym zwracał się do ciebie "ktosiu", albo "wilku", ewentualnie "podmiocie"?
- Mów mi "pani wszechświata". I kłaniaj się mi po każdej wypowiedzi. - powiedziała karykaturując wszystkie gwiazdeczki i oscentacyjnie poprawiła grzywę. Parsknąłem cicho.
- Coś jeszcze?
- Masażyk. - wysczerzyła się
- Nope. - popatrzyłem na nią udając zażenowanego - Noo, jak cię nazywać? - spytałem znudzony
- "Pani wszechświata", głuchoto. - postanowiłem dać sobie spokój. - Ktoś tu się poddał?
- Zależy ci, żebym sobie nie dał spokoju?
- Mi to tam wsio rawno. - wzruszyła ramieniami - Ale Mery jestem.
- Jakże niemiło poznać, prawda? - uśmiechnąłem się krzywo.
- Oj, żebyś wiedział. - wywaliła jęzor, co wyglądało... śmiesznie. Odwróciłem wzrok w dal.
- Czemu tak bardzo chcesz mnie zabić? - spytałem nie patrząc na nią

<Merunia? >:D>

Od Layli cd Edwarda

To było bardzo wyjątkowe. Pierwszy raz poczułam, że komuś na mnie zależało.
Ruszyliśmy na polowanie w głąb lasu. Szybko znaleźliśmy nieduże stado jeleni. Szybko upolowaliśmy jednego z nich i zjedliśmy. Spojrzałam na Eddiego.
- Chciałabym Ci coś pokazać. - uśmiechnęłam się.
- Co takiego? - zapytał zdziwniony.
- Chodź. - powiedziałam i powoli ruszyłam.
Kiedy wyrównaliśmy swoje kroki pocałowałm go w policzek. Zaczęłam wtedy biec. Zaśmiał się tylko i zaczął biec za mną. Nie sparwiło mu dużo trudności aby mnie dogonić.
Dotarliśmy w tym samym czasie na polanę pośrodku lasu.
- Znam to miejsce. - powiedział.
- Ale chyba nigdy nie byłeś tutaj nocą? Spójrz w górę. - podeszłam bliżej i delikatnie unosłam jego głowę w górę. Przytulając się skierowałam swój wzrok w to samo miejsce co on. Niebo było pełne gwiazd. Widać je było najwyraźniej tutaj. Nigdzie nie były tak piękne. Westchnęłam i pragnęłam aby ta chwila trwał wiecznie. Moje serce waliło jak zawsze gdy widzę Eddiego.
Kilka chwil patrzyliśmy w niebo, po czym pocałował mnie w policzek. Spojrzeliśmy sobie w oczy raz jeszcze.
Tym razem to on przewrócił mnie na ziemię i zaczął całować.

<Eddie :3?>

Od Leona ~ na konkurs

Zapadała ciemność. Lało przez cały dzień i nie przestało do teraz. Byłem senny i zmęczony po dziennych wariactwach. Zjadłem kolację, kiedy usłyszałem szept przed moją jaskinią.
- Leo? Leo, chodź.
Wyszedłem niepewnie. W strugach deszczu stał ktoś. Mój dawny kumpel z jedej z watah w której byłem. Została zaatakowana i przeżyłem tylko ja. Poszedł w stronę lasu, a ja podążyłem za nim. Przystanął. Podszedłem do niego. Był zmoknięty i wyglądał na wystraszonego.
- Leo, słuchaj... pamiętasz atak Wilków z Północy?
- Tak...
- Słyszałeś, że mieli szpiega u nas?
- Tak... - pamiętałem to doskonale. Wszystkie Wilki z Północy miały charakterystyczne bransoletki. Były srebrne i miały sierp. Wtedy Aklamenti (czyli mój dawny kumpel) wyciągnął do mnie łapę. Połyskwiła na niej mała, srebrna bransoletka. A zawieszka... zawieszką był sierp! Dokładnie taki, jaki był na brasoletkach Północnych (czyli tych wrogich wilków). Spojrzałem na niego.
- Ty... tu nie mówisz, poważnie prawda? - zapytałem wystraszony.
- No... zostałem szpiegiem Północnych na rok przed bitwą. Przekazywałem im nasze manewry, ruchy i tak dalej. Przekazałem nawet skład wojska.
- Ty zdrajco! - ryknąłem - Jak śmiesz mi się na oczy pokazywać! Cała twoja rodzina zginęła, a ty patrzyłeś na to spokojnie!
- Leo, ja naprawdę...
- Niech cię Hades pochłonie! - wrzasnąłem. Ziemia rostąpiła się i Aklamenti spadł w przepaść. Ostatnie co widziałem nim grunt spowrotem się zakmnął to jego pełnie przerażenia oczy. Wróciłem do jaskini, a ten sekret sprzed lat wciąż nie dawał mi spokoju...
KONIEC

Od Leona cd Rachel/Annie

Rachel wyglądała na zamyśloną.
- Czyli zgadzasz się z nami, że Leo może pokazać nam kilka fajnych miejc poza terenami watahy? - spytała łagodnie Annie.
-Tak, tak. - odpowiedziała szybko druga wadera.
Ruszyliśmy na południowy - zachód. Wędrowaliśmy przez las, potem przez występ skalny następnie lasek i w końcu stanęliśmy na skarpie. Wadery spojrzały w dół. Ze skały wypływał Potok Kirke i wpadał do Stawu Hekate. Staw był duży. Błekitna, przejrzysta woda falowała lekko. Wilczyce patrzyły zauroczone, a ja miałem kolejnego asa w rękawie. Planowałem pójść jeszcze na Pięść Zeusa i do Rzeki Hadesa. A ten szlak którym szliśmy nazywał się Szlakiem Olimpijczyków.
- Dobra, dziewczęta. - odezwałem się - Może już pójdziemy dalej?
- Tak, okej. - ochoczo zgodziła się Annie. Rachel tylko pokiwała twierdząco głową. Poszliśmy. Po pół godziny dotarliśmy do Pięści Zeusa. Był to zwał z kamieni, a na szczycie tkwił taki jakby sztandar z orłem i piorunem. Staliśmy tam chwilę. Nie było tu dużo do oglądania. Poszliśmy więc dalej. Kiedy dotarliśmy do Rzeki Hadesa, czyli długiej, niespokojnej rzeki zaczęło lać i zaczęły walić błyskawice.
- Szybciej, biegnijmy! - zawołałem przekrzykując nawałnicę. Puściliśmy się biegem. Biegliśmy ile sił w nogach, byle szybciej do watahy. Nagle Annie potknęła się o wystający z ziemi korzeń. Upadła, a Rej upadła na nią.
- Szybciej, wstawajcie! - wrzasnąłem spanikowany. Normalnie nie boję się nawałnic, ale jeśli Zeus się wkurzy... urządza taką nawałnicę jak teraz. Nagle przed nami piorun uderzył w drzewo. Upadło.

<Annie? Teraz twoja kolej. xD Ale Rachel też może być c:>

Od Daisy cd Rosy

- Hola, hola... czy mi się wydaje, czy tchórzysz? - zapytałam z wyrzutem. Nie miałam zamiaru tracić towarzysza podróży.
- Nic ci do tego. - szepnęła wściekle przez zęby. Tak... to mi się nie wydawało, ona stchórzyła. Przestraszyła się potworka który szukał pięści. Zaczełam już być wściekła... świetnie pokazała kto tu rządzi, a teraz ucieka.
- Ej! Pliss zatrzymaj się! - krzyknełam za nią. Zatrzymała się i powoli obróciła się do mnie.
- No... co?
- Serio? Nie widzisz? Przecież to duet wszechczasów. Mogłybyśmy pokazać na tym morzu kurduplów kto tu rządzi! I nie tylko w tej ruderze.

<Rosa? Co ty na to? Ps. sorry, że takie krótkie ;-;>

Od Aishy cd Felixa/Sakury

Po śniadaniu postanowiłam udać się do Lumy.
- Dlaczego akurat do Lumy? - zapytał Felix robiąc minę typu "Ale ja nie chcę".
- Bo nie mamy szamana, a ona jest medyczką - wytłumaczyłam cierpiliwe.
- Aha...
Poszliśmy tam. Zapukałam i drzwi otworzyły się. Niebiesko - żółta kreatura wyszczerzyła się w uśmiechu. Na ucho streściłam jej szybko sytuację. Kazała Felusiowi zaczekać na zewntąrz, a ja weszłam za nią do jej nory.
-Dobra, więc jesteś w ciąży. - mruknęła. Poszamaniła coś przy moim brzuchu i oznajmiła radośnie:
-Bliźnięta. Będą wcześniakami.
Zmartwiałam. Jeśli to mają być wcześniaki, to lepiej być gotowym w każdej chwili.
- Okej - powiedziałam ostrożnie - Kiedy termin?
- No... sama zobaczysz - odpowiedziała Luma. Potem wytłumaczyła co robić, czego nie i moja audniencja u szamanki była skończona. Wyszłam. Na zewnątrz Lix wyraźnie się niecerpiliwł.
- No nareszcie - sapnął - Myślałem, że cię pożarła.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- I... jak ze szczeniakami? - spytał mój partner.
- A... w porządku. To bliźniaki.
- Y... bliźniaki?
- Tak... - zataiłam przed nim fakt, że to wcześniaki.
- No to... w porządku.
Szliśmy dalej w milczeniu. Nagle poczułam innego wilka. Wyprostowałam się i zesztywniałam.
- Co jest?
- Czuć innym wilkiem - powiedziałam cicho. Nagle z zarośli wyskoczyła...
- Sakura? - zapytał zbity z tropu Fifi.
Spojrzała na niego niepewnie. Wtedy zauważyła mnie. Spojrzałam na nią z pode łba. Nie żywiłam do niej sympati, po tym jak próbowała zdobyć Fifiego. Ona odwzajemniła spojrzenie. Mierzyłyśmy się wzrokiem. Feli chyba wyczuł napięcie pomiędzy nami.
- E... Aisha, skarbie to jest Sakura moja... znajoma.
Sakurze chyba nie spodobało się określenie "znajoma". Zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Nie musisz mi tego mówić - powiedziałam przesadnie spokojnym głosem - Wiem to.
- E... Aisha, może pójdziemy dalej? - spytał niepewnie.

<Sakura? Albo Fifi? xD>

Od Arrowa cd Savy

Dj skakał radośnie wokół nas. To było słodkie.
- Chodźmy się przejść! - powiedział podekscytowany.
- No dobrze. - odparła Sava z uśmiechem.
Poszliśmy na plażę. Gdy dotarliśmy, zaczęliśmy się bawić. Przewróciłem się, a Sava i Dj skoczyli na mnie. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Biegaliśmy po plaży.
- Uważaj! - krzyknąłem do Dj'a, który potknął się o gałąź. Zaśmiałem się. Dj wstał i skoczył na mnie. Upadłem a on ugryzł mnie w ucho.
- Sava... - powiedziałem błagającym wzrokiem.
- Berek! - powiedziała i zaczęła uciekać. Dj pobiegł za nią. Dołączyłem do nich.

< Sava? :D >

czwartek, 26 lutego 2015

Od Mery cd Hanta

- Kuźwa! A liczyłam na happy end. Co,  przestraszyłeś się? - zapytałam śmiejąc się pod nosem. Basior wylądował obok mnie i popchnął mnie z nie małą siłą. Oj, ja taka głupia nie jestem, natychmiast zrobiłam unik, lecz nie bardzo przydatny bo i tak poszłam śladem cukiereczka. Lecz ja akurat (nie tak jak on) nie dałam się zaskoczyć. Chwyciłam Hanta i pociągnełam za sobą. 
- Ostatnio mi się przytyło, wiesz, ta dieta wegetariańska, jesz jesz i nadal jesteś głodny... - rzekłam wesoło.
- Nie zaprzeczę. - rozłożył skrzydła i zaczął się wyrywać z mojego niedźwiedziego uścisku. Chyba nie lubił gdy ktoś mu wisi na gardle. He he, nie mogłam się powstrzymać i zaczełam podduszać wilka. W końcu umie się wyzdrowić jednym ruchem łapy to czemu nie?
- Jesteś tego świadoma, że jak stracę przytomność to po nas? - zapytał nerwowo basior.
Zauważyłam parę metrów pod nami mniejszą półkę. Dobrze, że on jej nie zauważył, bo wtedy by było po zabawie. Puściłam jego szyję i zaczełam... szybować? Może bardziej spadać... ale w kierunku półki, nie była ona dość duża, więc musiałam jakoś na nią spadnąć. Akurat udało mi się jakoś wylądować na koniuszku półki. Wdrapałam się i nią czekając na Hanta rozłożyłam się na całej powierzchni, tak by nie mógł wylądować.
-Ej! - krzyknął oburzony.
-Ojeju! Czy mi się zdaje, czy Hantuś jest smutny? - wstałam i przesunęłam się żeby miał gdzie wylądować. Aż taka chamska to ja nie jestem. Po wylądowaniu podrapał mnie dość mocno w łape. 
- Skoro masz zamiar mnie bić, kochany... no cóż, nie zależy mi, stąd do ziemi nie jest daleko więc... - obojętnie skoczyłam na ziemie. Troche mnie łapy zabolały, ale co się dziwić.
- Ja cię nie biję... tylko ustalam hierarchię. Jakoś wilki musiały ustawić kto rządzi, nie? Zwierzęta same by się nie wybiły. Trochę im pomogliśmy. - powiedział uśmiechając się.
- Nie jestem jak ty... nie zabijam tego co kiedyś żyło, chyba że chcesz być pierwszy... nie toleruję zabijania czegoś co żyło i czuło. Ty nic nie czujesz i za chwilę będziesz martwy, więc wisi mi. - zawarczałam wściekle. Wiem, mogło by się zdawać że przesadzam, ale nie toleruje mięsa, i gardzę takimi, co je jedzą. Jestem mocno związana z naturą i nie moge przeżyć, gdy ktoś od tak zabija sobie bez żadnego uczucia. PRZECIEŻ TO ŻYŁO! CIERPIAŁO! A wilki obojętnie sobie zabijają wszystko co chcą. Niby tak kochają przyrodę!! Taa... na pewno.

<Hanto?>

Od Rosy cd Daisy

Stwór gonił Daisy. Zaczął ją doganiać szybciej niż myślałam. Po chwili wachania pobiegłam za potworem. Z trudem go dogoniłam. Skoczyłam mu na plecy i wgryzłam mu się w kark. Czułam pod językiem twarde łuski. Zrzucił mnie z grzbietu i ruszył w moją stronę. Kiedy był wystarczająco blisko skoczyłam mu na łeb i drapnęłam w jego twarz. Stworzenie zawyło, skruszyło lód i wpełzło do wody. Pobiegłam za nim i spojrzałam na dziurę w lodzie. Woda pod nim była wzruszona i hipnotyzująco czarna. Czułam że zaraz więcej takich przepełznie.
- Lepiej stąd spadajmy - powiedziałam
Nie czekając na Daisy poszłam w stronę lasu. Daisy nawet nie drgnęła.
- A ty dokąd? - zapytała
- Jak najdalej stąd. - odparłam i poszłam nie czekając na nią.
Czułam jednak, że idzie za mną.

<Daisy? Wybacz że takie krótkie ;-; >

Od Rachel cd Leona/Annie

Patrzyłam bez słowa na stojące przede mną osoby. Pogrążyli się w rozmowie, a ja zaczęłam rozmyślać nad tym, jak bardzo wydawali się ze sobą dogadywać... ciekawe jakby to było, gdybym mogła tak z kimś spokojnie pogadać, bez żadnych gróźb i podszytych możliwościami przetrwami nadzieji...
- Rachel, żyjesz? Właśnie ci przedstawiałem Annie... - z zamyślenia wyrwał mnie głos Leona.
- Ach! Oczywiście, że wszystko słyszałam, i jak najbardziej zgadzam się ze wszystkim co powiedzieliście... - chyba nie powinnam tego mówić, źle się zapowiada, baaaardzo źle...
- Czyli zgadzasz się z nami, że...

<Leon, Annie? xd>

Od Savy cd Arrowa

Pocałowałam go delikatnie, po czym przeturlałam się i wstałam.
- Coś nie tak? - spytał ździwony
- Nie, tylko pomyślałam, że może je założę. - wzięłam kolczyki do łap. Znalazłam wolne miejsce na lewym uchu i z precyzją zrobiłam nową dziurę owym kolczykiem. Po chwili oba już były przytwierdzone do moich uszu.
- Jak wyglądam? - uśmiechnęłam się
- Wspaniale. - westchnął rozmarzony. Podeszłam do niego, położyłam się obok i wyszeptałam:
- Dziękuję. - zaczęliśmy się całować
- Fuu! - usłyszałam głosik. Odsunęłam pyszczek i spojrzałam za siebie.
- Och, Dj! - mruknął Arrow nieco zawiedziony. Zachichotałam i przytuliłam partnera.
- Co tam, młody? - spytałam i przygryzłam ucho Arrowa.
- Chodźcie, chodźcie, chcę wam coś pokazać! - mówił maluch zafascynowany
- Zaraz, Dj. - powiedział basior i zastrzygł przygryzanym uchem
- Nie, chodźmy. - wstałam i podałam łapę partnerowi, a szczeniak zaczął mnie ciągnąć za ogon. Zaśmiałam się serdecznie i wyszłam z Arrowem na zewnątrz.
- Tu, tu! - basiorek wskazał łapą na glebę - No ale się przybliżcie! - rzekł oburzony. Posłusznie przyglądnęliśmy się lepiej ziemi. - I co, i co? - pytał Dj.
- Yhm, ale... co? - zapytałam. Młody pacnął się w łeb.
- No nie widzicie? Widzicie tę gąsienicę? - wskazał na zielono-różową glistę
- Noo, tak. - powiedział Arrow, a ja przytaknęłam
- A wiecie co ona oznacza? - spytał zażenowany
- Ym... no... nie. - wzruszyliśmy ramionami. Dj ponownie pacnął się w główkę
- Wiosna, panie i panowie, wiosna się zaczyna!
- Ahaaa... - uśmiechnęliśmy się i zrobiliśmy mądre miny
- To super, co nie? - wyszczerzył się
- Mhm. To niezły jesteś, że takie rzeczy wiesz. - poczochrałam szczeniaka, a on jeszcze bardziej się rozpromienił.

<Arrow? c:>

Od Powerlessa cd Annie

Skrzaty podskoczyły ze strachu. Widocznie zaskoczył ich nasz powrót.
- Ja... jak wy wyszliście? - zapytał jeden
- Normalnie. - powiedziałem i wzruszyłem ramionami
Byłem jeszcze nieco skołowany po tej teleportacji. Skrzaty spojrzały po sobie niepewnie.
- Po prostu on mnie złapał, a ja mam zdolność teleportacji. - powiedziała Annie i spojrzała na mnie lekko poirytowana
- No co? - zapytałem
Wadera nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok z powrotem na skrzaty.
- Co tu robicie? - zapytała
- Zobaczyliśmy, że szliście w stronę wodospadu i chcieliśmy wam pomóc - odparł jeden
Czułem, że coraz bardziej kręci mi się w głowie. Potrząsnąłem łbem i lekko się zachwiałem. Jeszcze ze sobą rozmawiali lecz ja nie do końca rozumiałem o czym. Nagle skrzaty uciekły. Annie ruszyła za nimi. Starałem się za nimi nadążyć. Lecz kiedy wbiegli do lasu ja z trudem omijałem drzewa. Jednak jakimś cudem znalazłem się obok wadery. Rozejrzałem się dookoła. Byliśmy nad jakimś jeziorem. Po skrzatach nie było ani śladu. Jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie. Zachwiałem się i traciłem lekko Annie. Spojrzała na mnie nie pewnie. Miała coś powiedzieć lecz przerwał jej głośny ryk.
Z wody wyłoniło się dziwne stworzenie.

Stworzenie było wielkości konia. Znałem tą rasę. To był Altaix. Powoli wyszedł z wody i zawył. Nagle rzucił się na nas. Wadera odskoczyła, lecz ja nie mogłem. Czułem że tracę przytomność.

<Annie? Jak zwykle sorry że tak długo... :< >

Od Hanto cd Mery

- Już myślałem, że byłabyś godną towarzyszką, gdyby cię nieco oswoić. Ale nie chciałbym mieć przy sobie takiej zapominalskiej. - magią nastawiłem kostkę i naprawiłem szkody zrobione przez zwierzęta. - Nie pamiętasz, o mojej mocy uleczania? - podniosłem brwi, a ona chwilę zastanawiała się co powiedzieć. Szczerze, to trochę mnie zainteresowała. Była inna niż wszyscy wiecznie pogodne, radosne, liżydupska. Potrafiła się postawić. Podobało mi się to. Nie, nie, nie zakochałem się! W tej suce? W życiu, ptfu! Po prostu była "interesująca". Tak czy siak, jeszcze jej kiedyś uprzykszę życie. - Rozumiem, że mam iść?
- A chcesz zostać? - spytała ździwona - Nawet jeśli chcesz, to nie, dziękuję. I żeby Hantusiu, to twoje smutne dzieciństwo nawiedzało po nocach. - uśmiechnęła się dziarsko. Miałem ochotę jej przygrzmocić, ale się powstrzymałem. Kiedyś na pewno jeszcze będę miał okazję. Przeklnąłem jej soczyście prosto w twarz, a ta wystawiła mi język. Bez pożegnania wzbiłem się w powietrze i zacząłem lecieć w stronę gór. Tam chyba najbardziej lubiłem przebywać. Jest tam cicho, zimniej niż na terenach niższych i spowija je przyjemna mgła. Przez całą wędrówkę czułem się obserwowany, może nawet śledzony, ale nie przejmowałem się tym. Uśmiechnąłem się pod nosem. Sam nie wiem dlaczego. Radośnie mi było. Może nie radośnie, ale powiedzmy... ironicznie. W pewnym momencie zaczęło mi się nudzić w powietrzu, więc zleciałem na dół, czyli na dość strome pasmo gór. Usiadłem sobie wygodnie obserwując co się dzieje na dole. Nagie drzewa poruszały się w rytm wiatru, a jakieś dwa wilki przytulały się. Ale kurwa kiczowato. Gwizdnąłem głośno, żeby ich wkurzyć. Oglądnęli się nerwowo, a nawet mnie nie zauważyli. W sumie, to kto by w takim momencie patrzył w stronę gór? Na tym polegała idealność mojego planu. Parka poszła gdzieś głębiej w stronę lasu. Przestraszyła się, hehe... nagle coś mnie popchnęło i przez parę sekund spadałem, ale szybko rozłożyłem skrzydła. Znowu stanąłem na półkę skalną i kogo zobaczyłem?
- Cholera jasna, Mery! - wrzasnąłem

<Mery?>

Od Sakury ~ na konkurs

Spałam w swojej jaskini. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk... wyszłam lecz nic nie ujrzałam. Po chwili znów to usłyszałam. Dobiegało z lasu. Poszłam przed siebie węsząc i rozglądając się. Zobaczyłam znany mi pysk. To był basior z mojej byłej watahy... on był moim przyjacielem... traktowałam go jak brata... myślałam że nie żyje.
 - Immortal?! Co tutaj robisz?! Przecież wszyscy zginęli.
- Saku, ja... proszę, wybacz mi, ja... - tłumaczył się
- Czekaj, czekaj... o co ci chodzi? - basior spuścił głowę. Patrząc się w ziemię, powiedział
- Pamiętasz tą bitwę...?
- Tak.
- Uh, to... ja nie umarłem bo... oni mnie oszczędzili...
- C..co? Jak to oszczędzili? - spytałam, patrząc na niego z niepokojem.
- Ja nie wiem jak ci to wyznać...
- Normalnie.
- No dobra. - wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie.
- Sakura... ja was zdradziłem.
 - Co?! - spytałam wściekła.
- Ja.... kiedyś na polowaniu wybrałem się poza tereny watahy, nie wiedziałem, że wszedłem na ich teren... po chwili zemdlałem. Obudziłem się w jakiejś jaskini. Gdy wstałem zobaczyłem Alfę wrogiej watahy powiedział, że mnie nie zabije jak powiem mu gdzie ukrywa się nasza wataha... no i...
- Co? - zapytałam.
- Ja nie chciałem... ach... powiedziałem mu gdzie nasza wataha... kiedy mieli atakować was... ukryłem się u nich. Dlatego przeżyłem...
 - Czyli to ty nas zdradziłeś?! Jak mogłeś?! Przez ciebie wszyscy zginęli! Moja siostra zaginęła! - Wykrzyczałam rzucając się ją niego.
- Ale... Saku...
- Nie odzywaj się! - warknęłam. Po chwili zeszłam z niego.
- Odejdź. - powiedziałam próbując uspokoić się. Basior szybko pobiegł w swoją stronę. Wróciłam do jaskini. Położyłam się. Przemyślałam to wszystko.
- Co było minęło. - szepnęłam. Przynajmniej znałam prawdę.

Od Edwarda cd Larisy

- To może ja już pójdę? - zapytałem nieśmiało, nie czułem się pewnie w tej ciszy. Wadera niepewnie podniosła się i podeszła do dwóch martwych zająców, które leżały w kącie.
- Może zostaniesz na kolację? - zapytała przeciągając mięso po ziemi. Z tego co zauważyłem były dość grube i ciężkie. W lesie Camber jest specjalna rasa tych smacznych stworzeń, które szybko tyją i są wtedy pysznym obiadem. Podbiegłem do niej i wziąłem je do pyszczka. Wadera uśmiechneła się wdzięcznie do mnie. Odłożyłem je we wskazane miejsce.
- Narobiłem sobie smaka, chętnie zostanę. - odwzajemniłem uśmiech. Usiedliśmy i zaczęliśmy się zajadać. Mięso nie było bardzo świeże, ale nie było też co narzekać.

<Larisa?>

Od Felixa cd Aishy

- Przecież widzę, że coś się dzieje. - objąłem ją.
- Nie, na prawdę nic się nie dzieje. - powiedziała wymijająco i sztucznie się uśmiechnęła. "Każdy wilk ma prawo do jakiejś prywatności.." - pomyślałem. Jak będzie chciała mi powiedzieć, to mi powie. No, chyba, że mi nie powie. To trzeba będzie powtórnie poprosić. Moje myślenie bywa dziwne, prawda...?
- Pójdę zapolować. - zaproponowałem, a ona przytaknęła. Bałem się przez chwilę, że fiknie, jak mnie nie będzie. Ale chyba gdyby bardzo źle się czuła, to by mi chyba powiedziała... wyszedłem z jaskini zacząłem rozglądać się za zwierzyną. W niedługim czasie znalazłem dwa upasione króliki, które łatwo zagryzłem i trzymając za karki w pysku wróciłem do Aishy. Zanim jednak wszedłem do środka, usłyszałem, że coś mówiła. Stanąłem przy wejściu do kryjówki i nasłuchiwałem przez chwilę.
- Nie, nie mogę być w ciąży, nie ma takiej opcji... przecież... och... - skamieniałem. Przez chwilę nie wiedziałem co myśleć. Nie mogłem się ruszyć, tak mnie zmroziło. Jednocześnie zdruzgotało, ale ucieszyło. Wystraszyło, ale uspokoiło. Po prostu w głowie miałem jeden wielki mętlik. Słyszałem tylko jak przez mgłę, że ciągle coś mamrotała. Wszedłem niepewnym krokiem do jaskini. Po chwili zobaczyła mnie i natychmiast zamilkła. Przez pewien czas staliśmy nie wiedząc co robić. Dopiero po paru minutach Aisha się odezwała:
- Śmiesznie wyglądasz taki blady, z wielkimi ździwionymi oczami i z królikami w pysku. - parsknęła i zaczęła się głośno śmiać.
- Ej, to nie jest śmieszne... - mruknąłem i odłożyłem pożywienie, a ona ciągle się śmiała - Hej, przestań! - ona chwiejnym krokiem i z promiennym pyskiem podeszła do mnie i położyła łapę na ramieniu. Jej śmiech był tak uroczy, że również zacząłem chichotać, a po chwili się śmiać. Nagle z jej twarzy zniknął uśmiech.
- Coś nie tak? Wiesz, może zjedzmy to śniadanie. - pomogłem jej usiąść i podałem jej jednego królika. - Myślisz, że zjesz też drugiego? - spytałem. Z tego co wiem, wadery mają wzmożony apetyt podczas ciąży.
- Hm, nie wiem. Chyba nie... - uśmiechnęła się nieśmiało. Przybliżyłem się do niej i zacząłem jeść.
- Trzeba to wszystko jakoś zaplanować. Jak my to wszystko ogarniemy? - przytuliłem delikatnie zajadającą się waderę.

<Aisha? :3 Chyba nie chcemy, żebyś poroniła, nie? Bo by było trochę... smutno xD>

Od Leona cd Edwarda/Annie

Czekałem na Edwarda godzinami. Chciałem zobaczyć jakim stylem poluje alfa. Byłem kiedyś w pewnej watasze i tam uczyli mnie wielu stylów polowania. Szczególnie przypadł mi do gustu styl zwany greckim. Grecki Sztych (tak się nazywał) był trudny. Zostałem więc tam nieco dłużej i ćwiczyłem, ćwiczyłem i ćwiczyłem. W końcu udało mi się zabić dużego daniela Greckim Sztychem. Polega to na tym: Skradasz się tak długo, aż znajdziesz się w odległości 2 metrów od ofiary. Wtedy skaczesz. Jeśli ofiara jest szybka gonisz ją. Kiedy jest już zmęczona skaczesz i powalasz ją na ziemię. Jedną łapą przyciskasz jej szyję do ziemi, tak aby nie mogła złapać oddechu. Drugą natomiast przytszymujesz jej przednie nogi (na tylnych stoisz). Zabijasz ją zagryzając ją, ale gryziesz tylko na terenie położonym między żebrami. Czyli na bruchu. Jeśli zwierzę jest na boku, a nie plecach gryziesz żebra. Tak czy tak czeka ją zgon. Brzmi prosto? Ale wcale tak nie jest. Próbuj to zrobić w czasie rzeczywistym. Okej, rozgadałem się. W końcu przyszedł Eddie.
- Cześć! - przywitałem się.
- Cześć.
Wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę lasu. Nagle poczułem zapach innego wilka. To była wadera. Zatrzymałem się.
- Co jest? - spytał Edward.
- Nic, nic. - odpowiedziałem szybko. Poszliśmy.
- To może mały konkursik? - zapytałem z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Na czym ma polegać?
- No... może niech to będzie 2 w 1. Kto szybciej upoluje większą zwierzynę.
- No dobra - mruknął alfa. Uśmiechnąłem się pod nosem.
*Po pół godzinie*
Czekałem w umówionym miejscu z ogromnym danielem przed łapami. W końcu przyszedł mój towarzysz z nieco mniejszym jeleniem.
- Dobra wygrałeś, kapituluję. - odezwał się zrezygnowany. Uśmiechnąłem się.
- Ale... twój też jest całkiem spory. Zjedliśmy obiad w milczeniu. Nagle usłyszeliśmy trzask łamanych gałązek. Warknąłem i zacząłem wodzić dookoła oczami. Wtedy na polanę wszedł obiekt moich westchnień. Annie. Ciągnęła za sobą spoych rozmiarów daniela.
- Daj, pomgę ci. - podbiegłem i pomogłem jej przeciągnąć ofiarę tam gdzie chciała. Napotkałem wzrok Edwarda, który wykrzywił się do mnie.

<Edward, Annie? Co wy na to?>

Od Arrowa cd Savy

- Ja ciebie też. - przytuliłem ją.
Szliśmy dalej, a droga wydawała się krótsza.
Byliśmy prawie przy wodospadzie.
- Sava... mam coś dla ciebie. - powiedziałem wyjmując naszyjnik. - To dla ciebie -
- Och, Arrow... są piękne...
- Dziękuję. - szepnęła całując mnie.- Gdzie go znalazłeś?
- One... należały do mojej matki... nigdy ich nie nosiła... pomyślałem że tobie się spodobają.
- Dziękuję. - szepnęła.
Byliśmy już w jaskini. Opadliśmy na ziemię. Pocałowałem ją i przewróciłem się na brzuch.
Położyłem głowę obok niej.
- Masz piękne oczy. - powiedziałem.
- Dzięki. Ty też. - zaśmiała się.
Obok mnie, znikąd zauważyłem kwiatka. Wziąłem go i wczepiłem w ucho Savy.
Jej nos i mój po chwili stykneły się ze sobą.
Nagle zawiał silny wiatr. Sava wtuliła się w moje futro.

<Sava?>

Od Edwarda cd Leona

- Dobre motto życiowe. Ja nie zawracam głowy, może jutro pójdziemy na łowy. Około 13? - zapytałem chcąc poprawić mu humor. Nie lubię, gdy ktoś jest smutny. Mam nadzieję, że nie będzie płakać będąc ogarem, bo zalałby jeszcze całą watahę, i co ja wtedy zrobię?
- Okey... To do jutra! - rzekł smutno. 
- To pa... Miło było cię poznać. - pożegnałem się idąc do wyjścia z jaskini. Nie chciałem go zostawiać,  ale musiałem jeszcze zrobić parę rzeczy przed spaniem.
*Następnego dnia*
Wstałem dzisiaj o 8:00, chciało mi się śpiewać. Byłem taki szczęśliwy, więc szybko wstałem i poszedłem po śniadanie. Niedaleko mojej jaskini był zając, wielkości dużego kamienia. Zagryzłem go i zaciągnąłem do jaskini. Zjadłem go popijając wodą, która wlewała się niektórymi dniami do jaskini. Zrobiła się godzina 10. Dla sportu pobiegłem wokół jeziora obok mnie. Trzeba jakoś dbać o formę, nie? Zrobiłem 4 kółka i nie tracąc czasu poszedłem wolnym chodem do jaskini Leona.

<Leon? :D >

Od Eddiego cd Layli

Patrzyliśmy sobie przez pewien czas w oczy. Może to ta jedyna? A może... już sam nie wiem. Przytuliłem ją lekko i przyciągnąłem do siebie, co było proste, bo byliśmy w końcu w wodzie. Nie stawiała oporu. Pocałowałem ją delikatnie w usta. Patrzyła się na mnie swoimi ślicznymi błękitnymi oczami. Czułem jakby wiedziała co myślę. Obok nas pojawiła się lekka mgła. ,,Wow! Ale teraz jest klimat" - pomyślałem. Kiedy ona przestła mnie całować zaproponowałem wyjście na ląd.
- Ale narpiew to - skoczyła na mnie i pocałowała mnie namiętnie. Czy ona nie jest cudem? Poszliśmy na ląd, Layla usiadła sobie obok drzewa.
- Głodna? - zapytałem wesoło. Przytakneła.

<Layla? :3>

środa, 25 lutego 2015

Od Mery cd Hanto

- Tylko spróbuj, to cię własna matka nie pozna, cukiereczku. - znowu zaczełam mieć głupawkę. Śmiałam się jakbym miała przed sobą klauna, a czekaj... miałam.
- I co cię tak śmieszy, dziwko? - zapytał unosząc brwi.
- Jesteś śmieszny, samym wyglądem, heheheh - śmiałam się. Znowu chciał się na mnie rzucić ale powtórnie zrobiłam unik. Nie śmieszyło mnie już to, że chciałby mnie rozerwać na strzępy. Postanowiłam wypróbować na nim moją moc, która zawsze mnie zaskakiwała. Zaczęłam podśpiewywać piosenkę:

Z najróżniejszych zakątków lasu zaczęły przybywać zwierzęta. Od różnorodnych ptaków do jeleni i łosiów. Hanto chyba lekko się zdziwił, lecz trwoga wróciła na jego twarz. Zwierzęta na początku zebrały się obok mnie lecz póżniej ruszyły na Hantusia. Jelenie prawie go staranowały, a ptaki zaczeły wyrywać mu sierść. Pomyślałam, że basior za chwilę zacznie się bronić i wtedy będą dość duże straty. Jedna wadera nie jest warta choćby najmniejszego ptaszka. Zamknęłam oczy i pomyślałam (tak, pomyślałam) do zwierząt by poszły już do lasu. Gdy otworzyłam oczy zwierzęta szły do lasu a czerwono czarny ptak leciał do mnie. TO BYŁO FANTASTYCZNE!!!! Gdy ptak usiadł mi na ramieniu pogłaskałam go po łepku, po czym nucąc wesołą melodyjkę odfrunął. Uśmiechnełam się wdzięcznie do niego i podeszłam do Hanta.
- I co? Warto zaczynać ze mną wojnę? - kąciki moich ust podniosły się do góry.
- Jeszcze popamiętasz - próbował wstać, lecz jego kostka chyba była skręcona. Podałam mu łapę i wstał. Oj, coś czułam że pójdzie z płaczem do Eddiego... mam nadzieję, że nie bo znowu będę musiała się przenieść. I tak już nie ma sensu się przenosić, po prostu bym znalazła sobie jakąś miejscówkę i bym w niej została. Może wreszcie bym odwiedziła miasto ludzi, tak bardzo mnie ciekawiło. Hanto niewdzięcznie zmierzył mnie wzrokiem lecz póżniej (nie uwirzycie mi) uśmiechnął się.

<Hanto i co teraz? Już się boję O.o>

Od Leona cd Rachel/Annie

Szedłem sobie spokojnie, kiedy zderzyłem się z kimś. Spojrzałem na tego obcego ktosia. To była wadera. Warknęła ostrzegawczo i zaczęła odchodzić.
- Hej czekaj! - zawołałem za nią.
Odwróciła się i zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem. Podbiegłem do niej.
- Jestem Leo. - przedstawiłem się. Taksowała mnie wzrokiem. No dobra, może i jestem kobieciarzem. Ale jednak wszyscy mamy słabe punkty. Ja na przykład jestem tragicznie zabawny i przystojny. Nic nie poradzę na to, że przedstawicielki płci pięknej za mną szaleją.
- Rachel. - przestawiła się niechętnie.
-Miło mi.
-Aha.
- Ej, słonko co ty taka naburmuszona? - zapytałem żartobliwie i uśmiechnąłem się.
- Nie nazywaj mnie tak! - warknęła ze złością (a może raczej z furią) w głosie.
- Dobra, dobra już - mruknąłem. Nagle zobaczyłem Annie zmierzającą w naszym kierunku.
- Cześć! - przywitała się Annabelle.
Rachel skinęła głową.

<Annie, Rachel? :D>

Od Leona cd Edwarda

Podrapałem się po głowie. Zmieniłem się w wilka, po czym odpowiedziałem alfie.
- No wiesz... kiedy tu przybyłem szukałem miejsca na nocleg. Byłem głodny, zmęczony. No wiesz... szlajałem się po świecie - uśmiechnąłem się, co Eddie odwzajemnił - Włazłem do pierwszej lepszej nory i zasnąłem. Spędziłem tu dwa dni i czekałem, aż mi się rany pogoją. Potem poszedłem do ciebie.
- Ach tak... - mruknął basior. Spojrzałem nerwowo w stronę dalekiego kąta jaskini gdzie urządzałem sobie wybuchy i sporządzałem Grecki Ogień. Potężną broń.
- Ładnie tutaj - powiedział Edward wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dziękuję.
- Czy... czy twoi rodzice nie żyją? - zapytał nieśmiało. Zdrętwiałem.
- Tak, rodzeństwo też jest martwe. Ale nie wiem jak zginęli. Nic nie pamiętam. Byłem za młody.
- Przepraszam... - powiedział cicho alfa.
- Nic się nie stało... nie warto rozpamiętywać przeszłość. Żyje się dalej.
Przytaknął po czym rzekł:

<Edward? :P>

Od Aishy cd Felixa

Spojrzałam z przerażeniem na zemdlałego Felixa. Popatrzyłam w górę i krzyknęłam ze złością:
- Może byś tak pomógł, co? W końcu patronujesz lekarzom, nie? - te słowa były skierowane do Apollina. Odpowiedział mi grzmot.
-Aha, super. - mruknełam - Dużo się dowiedziałam.
I nagle coś wpadło mi do głowy. Woda... mogę nią uleczać. Chyba... w każdym razie przyłożyłam łapy do głowy i brzucha Felusia i skupiłam się. Usłyszałam w uszach ryk fal i po chwili mój partner się ocknął. Opadłam obok niego zmęczona. Rzadko tego używam. To strasznie wyczerpujące. Dyszałam z wysiłku, a Lix rozglądał się nieco przymglonym wzrokiem po jaskini. W końcu jednak ożył całkowicie i spojrzał na mnie.
- Nic mi nie jest. - wysapałam.
- To dobrze. - wzdycha z ulgą.
*Prawie północ*
Obudził mnie pocałunek Felixa. Siedział na przeciw mnie.
- Dziękuję. Uratowałaś mi życie.
- Bez przesady - zarumieniłam się.
***
Zaczęliśmy się całować i spędzieliśmy razem cudowną noc. Ale niestety. Rankiem poczułam się tak źle, że nawet Lix to zauważył.
- Hej, słonko co ci?
- Nic, nic - odpowiedziałam i naszła mnie straszna myśl. Mogłam być w ciąży...

<Feluś? Zaczyna się robić romantycznie... xd>

Od Layli cd Edwarda

-No co? - Edward uśmiechnął się do mnie. Nie mogłam się na niego gniewać. Odwzajemnilam się tylko uśmiechem. Podpłynęłam do brzegu na którym stał basior. Zanurkowalam na dość długo. Po czym wyskoczyłam łapiąc go za szyję i wciagajac do wody. Po czym oboje wypłynęliśmy na powierzchnię.
-To nie fer. - Edward udał obrażonął minę.
-Chyba się nie gniewasz? - Zapytałam. Całkiem zapomniałam, ze jest samcem alfa. Traktowałam go jak normalnego wilka.
-Raczej nie. - Zaśmiał się patrząc mi w oczy.
Przez chwilę nastała cisza. Patrzyliśmy na siebie. Moje serce biło jak oszalałe, w brzuchu czułam dziwny ucisk. Wtedy zrozumiałam, że coś do niego poczułam.

 <Edward? Przepraszam, że tak długo we mam problemy z Internetem :c>

Od Savy cd Arrowa

Były to cienie małe, i... gepardzie! Szukały towarzysza.
- Hej, skarby! - uśmiechnęłam się do maluchów. Popatrzyły na mnie z przestrachem. - Spokojnie. Zaprowadzę was do kolegi. Też was szuka. - dzieciaki najpierw bały się, ale potem, gdy tylko zobaczyły przyjaciela natychmiast się ośmieliły i zaczęły po nim skakać krzycząć:
- Elim! Szukaliśmy cię! - wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Szkrab natychmiast się obudził i zaczął skakać razem z nimi. Po chwili jednak znowu się zmęczył i padł na ziemię.
- Dziękuję pani. - rzekł z wielkim uśmiechem - I panu też.
- Nie ma sprawy. - powiedziałam
- Tylko ani słowa mamie, ani tacie, że jak się zgubiłeś, to pomogły ci wilki, tylko powiedz, że inne gepardy. - dodał mój partner
- A czemu? - spytał Elim zaciekawiony. Popatrzyliśmy na siebie z Arrowem. Mogło by być z nami wtedy krucho, że bawiliśmy się z ich synkiem... gepardy są dla nas zagrożeniem. Ale jak powiedzieć to szczeniakowi?
- Kiedyś zrozumiesz. - skwitował basior, a ja przytaknęłam. Dzieciak wzruszył ramionami.
- Wiesz jak trafić do domu? - zapytałam
- Mhm.
- My też wiemy! - pochwaliła się reszta
- To my się już zmywamy? - upewniłam się
- Raczej tak. - potwierdziła gromada - To paaaa! - powiedziała przeciągle, a ja z Arrowem skręciliśmy z powrotem w stronę watahy. Nieźle się od niej oddaliliśmy.
- Miło z naszej strony, nie? - wyszczerzyłam się
- Mhm. - przytaknął. Przybliżyłam się do niego.
- Kocham cię. - mruknęłam

<Arrow? c:>

Od Hanto cd Mery

Rozpostarłem skrzydła i wyrwałem się z tych chwastów i usiadłem na pobliskim drzewie.
- Myśłałaś, że jakieś roślinki będą odemnie silniejsze? Tym bardziej, że jedną z moich magicznych moce jest większa siła, niż innych wilków? Pff... - wyszczerzyłem się wściekle.
- Długo będziemy się tak bawić? - rzekła fluorescencyjna dziwka i wzrosła gałęzie drzewa, by mnie otoczyły. Jednak zdążyłem zlecieć z drzewa.
- Ile razy można nabrać się na tą samą sztuczkę? Słabe, kochana. - powiedziałem, a ona fuknęła. - Ramię boli? Och. - westchnąłem
- Nic mnie nie boli, idioto! - warknęła z groźnym uśmieszkiem. Postanowiłem uleczyć jej ramię. Pokręciłem trochę łapą w powietrzu, a ona odetchnęła.
- Czyli bolała. - powiedziałem bez emocji - Mogę znać twe imię?
- Nie. - zadarła dumnie łeb
- Jak chcesz. Ja jestem Hanto. - wzruszyłem ramionami
- Czemu zdecydowałeś się mi pomóc? - burknęła
- Bo wyglądałaś jak sierota. Aż chce się wyć. - uśmiechnąłem się podle
- Powiedział Hantunio z trudnym dzieciństwem. - zawrzało we mnie
- Nie masz nic do mojego dzieciństwa, szmato! - wrzasnąłem
- Ktoś tu się zdenerwował... - wyszczerzyła się.
- Chcesz znowu poczuć łamanie ramienia? - mruknąłem groźnie - Tym razem ci nie pomogę.

<Mery? >:D>

Od Savy cd Naminy

- Cześć! - usłyszałam za mną. Obróciłam się szybko, przerywając rozmowę z bratem.
- Och, cześć. - uśmiechnęłam się
- Namina jestem.
- Sava. A to Felix. - wskazałam na starego
- Cześć, miło poznać, ale muszę spadać. - pożegnał się i odszedł. Chwilę patrzyłam za nim, a potem odwróciłam powtórnie wzrok na nową znajomą.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną... tak wogóle, to chcesz dołączyć do watahy?
- Jeśli mogę. - uśmiechnęła się nieśmiało
- Pewnie, chętnie wszystkich przyjmiemy. Chodź ze mną. - zaprosiłam ją łapą, a ona posłusznie ruszyła.
- Wracając do pytania, to trochę faktycznie jestem zmęczona. Bo właśnie uciekłam ludziom.
- O rany! Chcesz czegoś się napić? - mówiłam z przejęciem
- Nie, nie. Wytrzymam. - wzruszyła ramionami. Przezkanowałam wzrokiem jej ciało, by sprawdzić, czy nie jest ranna
- Boli cię? - wskazałam na rany po kajdanach na jej łapach.
- Nie.
- To dla mnie minuta osiem. Stój na chwilę. - rzuciłam jej czuły uśmiech i podniosłam jedną z jej przednich łap. Uleczyłam ją szybko. Może faktycznie jej nie bolało, ale nieciekawie by było, jakby do ran wkradło się zakażenie. Szybko wyleczyłam jeszcze pozostałe łapy.
- Gotowe. - wyszczerzyłam się
- Dziękuję, nie musiałaś.
- Uwierz, musiałam. Potrzeba od serduszka. - zachichotałyśmy i poszłyśmy dalej
- To gdzie teraz idziemy? - spytała rozglądając się
- Do alfy. Musimy mu dać znać o nowej członkini watahy. Namina, tak? - upewniłam się
- Dokładnie.
- Przepraszam, nie mam pamięci do czegokolwiek. - podrapałam się po łebku

<Namina?>

wtorek, 24 lutego 2015

Od Arrowa cd Savy

Poszliśmy nieco szybszym tempem. Po drodze zobaczyliśmy jelenie i ptaki. Rozglądaliśmy się dookoła wypatrując kolegów gepardzika.
- Te maluchy są urocze. - uśmiechnęła się Sava.
- No. Fajnie mieć takie słodziaki... patrzeć jak dorastają... bawią się i uczą.. - westchnąłem.
- Tak. - przytaknęła Sava.
Po około godzinie mały położył się ze zmęczenia.
- Odpocznijmy. - zaproponowała Sava.
- Okej. - powiedział maluch i ziewną.
- To może ja coś upoluję? - spytałem.
- Nie jesteś zmęczony?
- Dam radę. - uśmiechnąłem się.
Poszedłem gdzieś w las. Zauważyłem dwa grube króliki zacząłem je gonić. Nie były za szybkie. Dogoniłem je i szybko zagryzłem. Wróciłem do Savy i młodego. Bawili się. To wyglądało tak słodko.
- Proszę. - położyłem króliki na kamieniu. Zaczęliśmy się zajadać. Były pyszne. Jeszcze trochę odpoczęliśmy. Poszliśmy dalej. W oddali coś zauważyłem.
- Sava?
- Tak?
- Widzisz? - spytałem wskazując na jednego... może dwa cienie.

<Sava?c:>

Od Edwarda cd Leona

- Nieźle... - rzekłem z uznaniem, nie każdy w końcu umie zamienić się w niemałego ogara.
- To co robimy? Mogę ci pomóc w pracy. - powiedział chętnie.
- Może, innym razem. Na razie skończyłem. Możesz mi pokazać gdzie mieszkasz.
- Jasne! Za mną marsz. - zamienił się ponownie w ogara i ruszył przed siebie. Po chwili skręcił w prawo i pobiegł. Trochę się zmęczyłem, jednak jest różnica. Ogar a wilk. W końcu dotarliśmy do jego kryjówki. Była to niemała jaskinia która była bardzo przytulna i śliczna naraz. Moja co prawda była bardziej surowa, ale nie spędzałem w niej dużo czasu. Była tylko na nocleg i pracę. Usiadłem obok Leona i zapytałem:
- Jak znalazłeś to miejsce?
<Leon?>

Od Rachel

Jestem tylko zwykłą wilczycą, a wilki popełniają błędy, jestem tylko zwykłą wilczycą, a wilki popełniają błędy... powtarzałam jak mantrę, podążając w tylko sobie znanym kierunku. Przecież to nie moja wina, że zabiłam... znowu, przypadkowego człowieka. Nie powinno tutaj być nikogo takiego. Zdecydowanie nie na pustkowiu w środku lasu, i to wtedy, kiedy nikogo się nie spodziewam. Przebywanie tutaj to jeden z najgorszych możliwych pomysłów. Żyje sama, więc nie mam potrzeby jakiegokolwiek kontrolowania swoich odruchów... właśnie takie myśli chodziły mi po głowie tego felernego dnia. Dnia, w którym zmieniło się całe moje życie. Można to uznać za nudne, cynicznie i przewidywalne, jednak wtedy spotkałam kogoś na swej drodze. Ale zacznijmy od początku. Krążyłam po lesie nie mogąc sobie znaleźć zajęcia. W końcu postanowiłam wyjść po za moje "stałe" tereny. Przeszłam kilka kilometrów wolnym krokiem, radośnie rozglądając się na około i podskakując pomiędzy drzewami jak jakiś szczeniak. To na prawdę dobry sposób na zagłuszenie niesamowitego poczucia winy, które zawsze mnie ogarnia jeśli zabije kogoś, kto był zupełnie niewinny i nieświadomy niebezpieczeństwa. Nagle wyczułam w powietrzu woń innych wilków, widocznie zbliżałam się do terenów jakiejś watahy, ech... trzeba będzie zawrócić! Z takim postanowieniem zaczęłam wracać swoimi śladami, nie zwracając zbyt dużej uwagi na otaczający mnie świat. I wtedy na kogoś wpadłam, nie zastanawiając się długo warknęłam ostrzegawczo na tego kogoś. Nie patrząc nawet na to, jak dany ktoś wygląda, ruszyłam dalej. I wtedy usłyszałam głos.
- Hej, czekaj!

<Kim jest ktoś? xd>

Od Mery

Dzisiaj o godzinie... tak grubo po dwunastej. Przybyłam na teren watahy. Znowu odrzucona ruszyłam na północ, myśląc że już nie znajde kolejnej naiwnej i miłosiernej watahy, która przyjmie małą sierotkę. A tu prosze, przeszłam jedyne 200 km i już wataha. Alfa przyjął mnie z uśmiechem, z wyglądu dość groźny ale z charakteru... szkoda gadać. Znalazłam sobie jakąś jaskinię w głębi lasu Camber i zaczełam zwiad terenu. ,,Ładnie tu" -pomyślałam oglądając las. Był potężny, bardzo zarośnięty i było tu dużo miłych zwierzątek. Po godzinnej wędrówce usiadłam na kamieniu, by trochę odsapnąć. Nagle poczułam że ktoś mnie obserwuje. Obróciłam się i ujrzałam czarnego jak smoła basiora z przypiętymi chyba z 6 kolczykami i łańcuchem na szyji. Nie był zbyt piękny, wyczuwam trudne dzieciństwo. Napawał mnie lekkim strachem, ale w sumie widziłam gorsze widoki.
- Niezła biżuteria. - rzekłam z uśmiechem. Wyglądał jakby odwiedził moją babcie która uwielbiała błyskotki, kiedy ją odwiedzałam dawała mi z 5 naszyjników i innych głupot.
- Nie przestraszyłaś się?! - zapytał ze złością. Pokręciłam głową na znak, że nie.
- Ale jak bardzo ci zależy, mogę się przewrócić i powiedzieć ,,Ojeju!". Jak mnie poprosisz. - uśmiechnełam się jeszcze bardziej.
-Hanto nie prosi nikogo!
- No to możesz się pożegnać z tytułem najstraszniejszego zwierzęcia. - zachichotałam. Jak ja uwielbiam robić sobie jaja z poważnych i dostojnych wilków.
- Chcesz dostać w skóre? - zapytał wściekle Hantuś. Nie wytrzymałam. Padłam na ziemię śmiejąc się w niebogłosy i próbując wziąć oddech. Hantuś popatrzył na mnie spodełba i rzucił się na mnie. Szybko opanowałam się i zrobiłam unik.
- Hantuś, nie denerwuj się, przecież sobie stroje żarty. He, he - podburzyłam go, nigdy się tak dobrze nie bawiłam. Nie zamierzam tego kończyć.
- Wiesz jakie to uczucie, mieć przedziurawioną tchawicę?
- Ze śmiechu mi zachwile wypadnie. Nie bój się. Z tobą już wkró... - On nie czekał aż skończę. Rzucił się na mnie i rozwalił mi ramie.
- Ej! Ja jeszcze nie skończyłam cukiereczku! - Rzekłam oburzona. Ramię bolało mnie strasznie, ale nie dałam to po sobie poznać.
- A więc tak? - Zamknełam oczy, mocno się skupiłam. Usłyszłam swój oddech. Spowolniłam go... pomyślałam o chwastach wyrastających z ziemi, i niedbale chwytających łapy napastnika. Kiedy otworzyłam oczy Hanto wyrywał się z liści pokrzywy. Nie udało mu się to.
- I co, warto ze mną zadzierać kochany?
<I co Hantusiu? Co powiesz?>

Od Naminy

Ukrywałam się w jakiejś stodole pełnej siana. Obok mnie stała krowa przywiązana do słupa. Obok drzwi stała mała klatka, a w niej gnieździły się jakieś... no... zwierzęta. Sama nie wiem jakie. Smród unosił się w całym budynku. Wokół krowy latały muchy. Gdzieś z kąta tej rudery zaczął rżeć koń. Chciałam wstać i odetchnąć świeżym powietrzem lecz nie dałam rady się nawet podnieść. Byłam przywiązana, a raczej przykuta do ziemi. Szarpałam się coraz mocniej. Zwierzęta w klatce zaczęły się denerwować, koń jeszcze bardziej rżeć, a krowa? A krowa stała. Nagle drzwi zaskrzypiały. Zwierzęta w klatce uspokoiły się, a koń, który był przywiązany również do słupa (o czym zapomniałam wcześniej wspomnieć) szarpnął się tak mocno, że słup się przewrócił (koń był uwiązany na łańcuchu- jak pies). Włąściciel zaczął biec w stronę konia. Zwierzę było szybsze. Kopnęło człowieka w głowę. Wystraszyłam się. Lecz koń miał dobre intencje. Przewrócił słup krowy by i ona mogła się uwolnić (i jak ten koń dał sobie radę wlokąc ze sobą słup i łańcuch?). Następnie podszedł do mnie. Nie wiem sama czym byłam przykuta do ziemi... jak to wyglądało... w każdym razie, i tym najważniejszym, koń z drobną pomocą krowy uwolnili mnie. Pozostały te zwierzęta w klatce... lecz ja uciekłam. Stanęłam jeszcze w drzwiach. Zwierzęta popatrzyły się na mnie ze smutkiem. Próbowały mi coś przekazać... za późno. Coś mnie chwyciło i uziemiło. Zwierzęta uwolniły te gryzonie (jak się okazało) i zaczęli atakować właściciela. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że tą posiadłość zamieszkiwała jeszcze jedna osoba. Usłyszałam tylko strzały i zobaczyłam jak koń wraz z krową padają na ziemię. Ucisk się zmniejszył. To był człowiek. Skorzystałam z okazji i uciekłam. Owszem, ten co strzelał mnie zauważył, lecz ja miałam więcej szczęścia. Chybił. Uszłam z życiem. Jakoś tak to się zdarzyło...
Nieopodal zobaczyłam znajome sylwetki zwierząt. To były wilki. Jak to się mówi... w kupie raźniej. Pobiegłam do nich...

<Ktoś??>

Od Leona cd Edwarda

Uśmiechnąłem się po nosem, tak aby niewidzialny Eddie tego nie zauważył. Też mam władzę nad piorunami. W końcu moim patronem jest Zeus, nie? W końcu Edward dał sobie spokój z niewidzialnością. Powietrze zamigotało, a on stanął naprzeciw mnie.
- Ja umiem zmieniać kształty - powiedziałem. Uniósł brwi.
- Pokażesz? - zapytał.
- Dobrze, ale nie tutaj. Bo chcę pokazać mój ulubiony. - zachichotałem cichutko.
Wyszliśmy na zewnątrz. Stanąłem przed alfą.
-Tylko się nie przestrasz. - ostrzegłem.
Machnął lekceważąco łapą. Skupiłem się i...TRACH. Znowu byłem Psem z Piekieł. Alfa spojrzał na mnie. Musiał nieźle zadrzeć łeb by popatrzeć mi w oczy. Na jego pysku zdumienie i lekki strach mieszały się z podziwem. Szczeknąłem. Moje szczeknięcie poniosło się echem i byłem pewien, że słyszeli je w najdalszych zakątkach watahy. Skupiłem się i...TRACH! Znowu byłem sobą. Uśmiechnąłem się miło do Edwarda.

<Edward? Co chcesz powiedzieć?>

Od Sakury cd Ryana

Zobaczyłam jak basior pociera obolały pysk. Podeszłam.
- Nic ci nie jest? - spytałam.
- Łeb mnie boli. - syknął z bólu.
- Pomogę ci. - uśmiechnęłam się i pomogłam mu wstać. Szliśmy chwilę w milczeniu.
- A tak w ogóle jestem Sakura.
- Ja Ryan...
- A skąd się tu wziąłeś?
- Ja... nie wiem, nie pamiętam... - mruknął
- To zaprowadzę cię do Alfy.
- Dobra.
Powoli dochodziliśmy. Wreszcie byliśmy na miejscu.
- Edward?
- O, Sakura. Co się stało?
- To jest Ryan. Znalazłam go na plaży.
- A skąd jesteś? - spytał Eddie.
- Nie pamiętam. - potarł się po obolałej głowie.
- No dobrze. Sakura się tobą zajmie. - uśmiechnął się.
Poszłam z nim do wodospadu.

<Ryan? C:>

poniedziałek, 23 lutego 2015

Nowa wadera!

Mamy nadzieję, że zostaniesz z nami nieco dłużej, Mery!


Nowa wadera!

Witaj, Rachel!


Od Edwarda cd Layli

- Okey, spoko. - rzekłem unosząc kąciki ust. Wadera była wyraźnie zawstydzona.
- Co robisz w tych okolicach? - zapytałem.
- Ide się umyć - uśmiechneła się nieśmiało. Rzuciłem coś typu ,,pójdę z tobą" poczym poszliśmy do wodospadu. Zaczęliśmy miło gawędzić, o wszystkim i o niczym. Kiedy dotarliśmy, nie zastanawiając się skoczyłem na bombę do wody. Wczoraj zrobiłem wszystko co miałem zrobić. Dobrze mieć jeden dzień wolnego...  Layla niepewnie przymierzała się do skoku. Nie mogłem wytrzymać i popchnąłem ją do wody.
- Ej! - krzykneła oburzona. Woda, jak na zimę była ciepła.

<Layla? Sorry że takie krótkie :c>

Od Larisy cd Edwarda

Cieszyłam się, że jeszcze raz przejdę się po terenie całej watahy. Dobrze zrobiło to mojej pamięci. Po wszystkim Eddie odprowadził mnie do jaskini.
- Wejdź. - uśmiechnęłam się. Po spacerku humor bardzo mi się poprawił.
- Skoro nalegasz. - zaśmiał się Edward i razem ze mną wszedł do jaskini. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a niebo przybrało kolor pomarańczowy mieszany z czerwienią. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a Eddie podszedł bliżej. Razem siedzieliśmy i patrzyliśmy na zachodzące słońce. Zaczęło chcieć mi się spać, ale dalej siedziałam. Czekałam aż coś powie. Milczenie stawało się coraz bardziej nie do zniesienia.
- Słońce ładne. - powiedziałam i pożałowałam, że wogóle zaczęłam coś mówić.
- A słońce? Owszem. - odpowiedział Eddie. Chyba myślami być całkowicie gdzie indziej. Tak mi się przynajmniej wydawało. Siedzieliśmy w głuchej ciszy...


<Eddie? Przepraszam, że takie krótkie>

niedziela, 22 lutego 2015

Od Edwarda cd Leona

- Tak, dość dużo... mam nadzieję, że będzie nas jeszcze więcej. - uśmiechnąłem się szczerze do niego. ,,Muszę ograniczyć uśmiechanie się, do trzech uśmiechów dziennie!" - pomyślałem. Średnio uśmiecham się chyba 7 razy dziennie. Dość dużo jak na jednego basiora.
- Kiedy tu wchodziłeś, zamieniłeś się w wilka, tak? - zapytałem.
- Yhy, mogę zmieniać kształt. a ty, możesz coś zrobić? Magicznego? - z blaskiem w oczach zapytał.
- Umiem zrobić tak... - zrobiłem się niewidzialny. Basior mocno zdezorientowany próbował znaleźć moje oczy, lecz ich nie zobaczył.
- I tak - odparłem myśląc o silnym grzmocie obok jaskini. I nagle mocno grzmotnęło obok. Basior wstrygnął się poczym usiadł. Zrobiłem się widzialny i stanąłem okok niego.
- Spoko moce, dość pomocne. Ja jeszcze umiem władać powietrzem i ogniem. - rzekł wypychając dumnie klatkę piersiową. Powstrzymałem się od przewrócenia oczami.
- Dla mnie więcej niż 3, to za dużo. Moim zdaniem lepiej mieć dwie moce i dobrze je opanować, niż mieć po 10 i potem mieć niemiłe doświadczenia.

<Leon? :) >

Od Felixa cd Aishy

- Fajnie tu masz. - pochwaliłem
- Wiem. - wyszczerzyła się - Staram się dbać o moje skromne progi. - przetarła ogonem półkę skalną. Położyłem się zmęczony (nie wiem czym) na mchu. Poczułem światłowstręt. Blask odbijający się od śniegu kaleczył moje oczy, więc zakryłem je łapą. Usłyszałem dziwne piszczenie w uszach, więc jedną łapę przełożyłem, by zakryć ucho, ale nic to nie dało. Wszystko zaczęło się robićc coraz bardziej uciążliwe i silniejsze.
- Felix? Wszystko w porządku? - usłyszałem Aishę
- Tak, tak, tylko... - syknąłem z bólu głowy. Spojrzałem na waderę, ale światło, choć z pozoru niewielkie oślepiało mnie. Powtórnie zakryłem oczy łapą. "Felix, chłopie, co się dzieje?" - myślałem. Nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. Nigdy. Ból głowy coraz bardziej się nasilał.
- Feliś? Felix? Halo, Felix! - usłyszałem. Potem urwał mi się film.
[...]
- Patrz, budzi się. Mówiłam, nic mu nie jest. - otworzyłem oczy. Nademną widziałem trzy łby. Savy, Aishy i...
- Luma?! - krzyknąłem cicho ździwiony
- Skąd wiedziałam, że tak zareagujesz? - wyszczerzyła się żółto-niebieska kreatura
- Felix, martwiłam się. - przytuliła mnie partnerka. Oczy latały mi wszędzie. Byłem nieco... otępiały. Nie wiedziałem do końca co się tu dzieje.
- Ktoś mi opowie, gdzie i czemu tu jestem? - wymamrotałem
- No parę godzin temu coś ci się stało i, i nie wiem co, ale jesteś u medyka. I jesteś bezpieczny.
- W to nie wątpię. - popatrzyłem z zażenowaniem na Lumę. Nagle sobie przypomniałem. To było... dziwne. - To co teraz?
- Idziecie do domu. - odpowiedziała siostra - Jakby coś było nie tak, to dajcie znać.
- Pewnie. - uśmiechnęła się Aisha - Ale oby nie. Chodź. - powiedziała do mnie czułym tonem. Szybko podniosłem się na łapy. Troszkę zakręciło mi się w głowie, ale opanowałem to szybko.
- To żegnajcie. - powiedziała Luma posyłając mi szydercze spojrzenie
- Pa. - powiedziały wilczyce jednocześnie. Wyszliśmy z jej chatki.
- Oby to się nie powtórzyło, bracie. Ja idę tam. - wskazała Sava
- My w przeciwnym kierunku. To cześć! - pożegnała się Aisha
- Pa. - rzuciłem z delikatnym uśmiechem, co młoda odwzajemniła. Obróciła się i poszła, a ja z Aishą ruszyliśmy przed siebie.
- Strasznie miłą masz tę siostrę, wiesz? - zaczęła temat wadera - A o co chodzi z Lumą? Nie lubicie się?
- No, nie lubimy. - bąknąłem
- O co poszło?
- Cóż, jak ktoś się ciebie uczepił i robi ci na złość, to co, masz go uwielbiać?
- Dla mnie była bardziej przyjemna...
- A dla mnie nie. - syknąłem
- A co się wogóle stało? - zapytała Aisha chcąc złagodzić mój podły humor
- W sumie nie wiele pamiętam... nie wiem co się działo. Najpierw miałem światłowstręt, potem coś mi piszczało w uszach i PACH! - mówiąc "pach" skoczyłem strasząc Aishę, która się wzdrygnęła
- Wraca dobry humor? - uśmiechnęła się
- Powiedzmy. - odpowiedziałem. Szliśmy dalej przed siebie. W pewnym momencie zobaczyłem mroczki, ale potrzepałem łbem i zniknęły.
- Wszystko ok? - spytała przyglądając mi się
- Tak. - przybliżyłem się. Nagle poczułem kujący ból w głowie. - Aisha?
- Hm?
- Czy Luma dawała mi jakieś lekarstwa, czy tylko czekała aż się obudzę? - spytałem maskując ból
- Czekała, a jakby coś było nie tak jak się obudzisz, to miała ci coś dać. Ale wszystko jest w porządku, prawda? - obserwowała mnie. Zatrzymałem się. Znowu pojawiły się mroczki.
- Aisha?
- Co jest?
- Ja... - nie dokończyłem. Opadłem na ziemię i zemdlałem.

<Aisha? Felusiowi coś się dzieje o.o>

Od Layli cd Edwarda

Zaszłam na polanę mając w pamięci obraz Edwarda. No cóż, chyba zawrócił mi w głowie. Uśmiechnęłam się mimowolnie do siebie.
Kilka chwil siedziałam gapiąc się w gwiazdy. Niebo było bezchmurne. Wstałam w końcu i ruszyłam dalej zwiedzać terytorium.
*** Następnego dnia popołudniu***
Wstałam wyspana i niezbyt głodna. Przed zaśnięciem upolowałam zająca.
Przeciągnęłam się i ruszyłam nad wodospad który odnalazłam w nocy. Z uśmiechem szłam przez las. Zamknęłam na chwilę oczy. Przypomniało mi się wczorajsze spotkanie z samcem alfa. 
Do realnego świata powróciła mnie jakaś przeszkoda. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, Edwarda. Kolejne spotkanie a ja leżę na ścieżce patrząc na niego i nic nie mówiąc. "Wstawaj!" krzyknęła na mnie moja podświadomość. Zerwałam się i spuściłam wzrok.
-Przepraszam, że na Ciebie wpadałam. Nie chciałam.

<Edward :3? Ciekawa nawet bardzo :) >

Od Leona

Obudziłem się i zdecydowałem najpierw odwiedzić alfę watahy. Stanąłem na nogach, skupiłem się i... TRACH! Byłem Piekielnym Ogarem. Musiałem uważać, żeby nie rąbnąć w dach mojej kryjówki bo byłem wielki jak... no jak Piekielny Ogar. Wyszedłem i powęszyłem. Złapałem trop i poszedłem za nim. Kiedy ujrzałem przed sobą jaskinię z pewnością należącą do alfy skupiłem się i... TRACH! Znowu byłem sobą. Wmaszerowałem do jego jaskini. Od razu go zauważyłem.
- Cześć!
- Cześć.
- Jesteś alfą? - zapytałem odrazu.
Przytaknął.
- Jestem Leo i właśnie dołączyłem - przedstawiłem się.
- Ja jestem Eddie.
- Fajne imię - powiedziałem.
- Dzięki.
- Dużo tutaj wilków? - spytałem.
Wyglądał na zaskoczonego nagłą zmianą tematu, ale przytaknął.

<Eddie?>

Od Edwarda cd Layli

Ruszyliśmy w strone Lasu Camber, w którym bez problemu znajduję jedzenie. Po chwili szukania natrafiliśmy na niedużego łosia. Zatrzymałem się i dałem jej znać żebyśmy cicho podeszli. Kiedy byliśmy wystarczająco blisko łosia, który nas nie widział, rzuciliśmy się na niego. Layla zaczeła gryść go w udo, ja na natomiast, zacząłem od szybkiego zabicia zwierzęcia, żeby się nie pałętał po watasze. Zabitego łosia zjedliśmy na miejscu. Był pyszny, uwielbiam mięso łosia. Po zjedzeniu, musiałem porzegnać się z Laylą. Miałem jeszcze dużo pracy.
- Ja niestety już musze iść, jak chcesz wyjść z tego lasu do miejsca, w którym się spotkaliśmy wystarczy iść prosto w tamtą strone - wskazałem łapą północ.
- Okej, to pa. Miło było cię poznać - westchnęła smutno i ruszyła przed siebie. Popatrzyłem jeszcze jak oddalała się w stronę polany i pobiegłem przed siebie. Szkoda że jestem wilkiem alfa, bym jeszcze z nią spędził czas.

 
<Layla? ;3 Robi się słodka historyjka <3>

Nowy basior!

Powitajmy Leona!

Od Aishy cd Felixa

Roześmiałam się.
- A może gdzieś... nad Morzem Gelozy? - zapytałam niewinnie.
- Nie, błagam tylko nie tam - zaprotestował Lix. Ale się tylko uśmiechnęłam tryumfalnie.
- Będziesz blisko swoich... strażników - zauważyłam - Poza tym, będe mogła ci pokazć fajne sztuczki z wodą.
- Ale...W Lesie Camber też jest woda - powiedział niepewnie mój partner.
- Ale tam jest strasznie nuudnoo - odparłam - A nad Morzem Potworów jest ciekawie. Poza tym nie zamieszkamy zaraz przy wodzie. W zagajniku niedaleko wody - kusiłam. Felix wyglądał na przegranego. Uśmiechnęłam się.
- No dalej, idziemy! - ponagliłam go. Kiedy doszliśmy na miejsce pokazałam Felusiowi moją kryjówkę nad morzem.
- Fajna - powiedział z uznaniem.
- To co? Zostajemy tu? - spytałam.
-Okej.
I zamieszkaliśmy razem w mojej kryjóweczce. Była przestronna i przytulna, akurat dla pary bez szczeniaków.

<Feluś?>

Od Layli cd Edwarda

Przyjrzałam mu się uważnie. Wtedy moje serce przyspieszyło. Nie wiedziałam co się dzieje. Szybko uspokoiłam swoje myśli i opamiętałam się.
- Jak masz na imię? - Spytał po chwili.
- Layla. - Powiedziałam cicho. Po czym spojrzałam prosto w jego oczy. Basior się zdziwił.
- Masz ciekawy kolor oczu.
- Dziękuję. - Odparłam, poczułam jak rumieniec wkrada się na moje policzki.
- Co tutaj robisz? - zapytał.
- Jestem na straży nocnej. - usiadłam i zaczęłam mu się uważnie przyglądać. Znowu te dziwne uczucie w brzuchu i walenie serca. "Co jest ze mną nie tak?" - zadałam sobie pytanie w myślach.
- Jesteś może głodna?
- Trochę.
- Chcesz może iść coś upolować ze mną?
- Z miłą chęcią. - uśmiechnęłam się i ruszyłam z basiorem w nieznanym mi jeszcze kierunku.
<Edward?>

Od Felixa cd Aishy

- No ale czyż ona nie zasługuje? - uśmiechnąłem się
- Że powtórzę, zastanowię się. - odpowiedział życzliwie. Westchnął i powiedział: - Wracam już do swoich spraw. Do zobaczenia. - uśmiechnął się i wszedł do jaskini
- Idziemy gdzieś? - spytała Aisha
- A gdzie byś chciała?
- Możesz coś wymyślić?
- Skarbek, nie chce mi się dzisiaj nigdzie iść. - wtuliłem się w jej lśniące futro, a ona przewróciła oczami
- Ale choodźmy gdzieś. - zaczęła nudzić i ciągnąć mnie za łapę - No chooodź. Pójdziemy gdzieś, poznamy może jakieś nowe miejsca., hm? - zakryłem łapą łeb - No jak mam cię przekonać? - nastała chwila ciszy - To może znajdziemy jakąś fajną jaskinię i zamieszkamy razem? - ten pomysł trochę bardziej mi się spodobał. - Wiedziałam, że polubisz ten pomysł. - powiedziała z satysfakcją.
- Niech będzie. - przeciągnąłem się - To w którą stronę?
- Och, mógłbyś sam o tym zadecydować? Ja na prawdę mam do ciebie zaufanie i wiem, że wybierzesz dobrze. - uśmiechnęła się.
- Tam. - wskazałem łapą na nieco bezpieczniejszą stronę Lasu Camber. Nie było tam raczej dzikich zwierząt. Uśmiechnąłem się delikatnie i ruszyłem przed siebie.

<Aisha? :3>

Od Edwarda cd Layli

- Jestem Eddie. - uśmiechnoąem się miło do fioletowo-szarej wadery. Poczułem jej wzrok, zaczęła mi się ciekawo przyglądać.
- Ty jesteś Alfą? - zapytała w końcu. ,,Kolejna osoba nie widzi miłego basiora, tylko Alfę."-pomyślałem ponuro.
- Tak bardzo widać?
- Noo... Tak - zaczerwieniła się lekko. Nie powiem, że mnie zaintrygowała, lecz... coś w niej takiego było. Nie jestem pewny ale chyba się w niej zakochałem (od pierwszego wejrzenia ;3). A może to jest inne uczucie? Może tylko zauroczenie? Nie wiem... nie umiem tego określić. Za nim cokolwiek zrobię głupiego, muszę ją jeszcze poznać.
<Laila? :3>

Od Layli

Westchnęłam głęboko. Nowa wataha, to nowe życie. Uśmiechnęłam się i wyszłam ze swojej jaskini. Słońce było już bardzo nisko. Zaraz zaczynam swoja wartę. Ruszyłam truchtem w stronę lasu. Krótki bieg pośród drzew dobrze mi zrobił.
Biegałam bez określonego kierunku, tak więc trafiłam na ogromną polanę.
Zwolniłam i powoli weszłam na trawę. Zaczęłam się uważnie rozglądać. Usiadłam kilka metrów od ściany lasu. Nagle usłyszałam i wyczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się do drzew.
-Kto tam jest? - Warknęłam. Zza krzaków wyszedł basior.
-Spokojnie. - Zaśmiał się. - Mógłbym równie dobrze zapytać się Ciebie o to samo.
-Jestem nową waderą. Layla, a Ty? - Rzuciłam w kierunku obcego.
 
<Jakiś basior? :)>

Nowa wadera!

Dołączyła do nas Layla, Witaj!
 
 

sobota, 21 lutego 2015

Od Aishy ~ na konkurs

Spałam kiedy nagle usłyszałam głos:
- Shia! Shia! Nie martw się, nie stracisz Felixa. On nie zostawi cię nawet dla Sakury.
- Aha - wymamrotałam.
- Nie wierzysz mi?
- A kim jesteś? - zapytałam ktosia.
- Podpowiem ci. Jestem Olimpijczykiem, bogiem wyroczni.
- APOLLO?! - zapytałam - Ale jak?... Co?...
- Ześlę ci dwie wizje. Następnie oceń, która była prawdziwsza. Pamiętaj: tą którą wybierzesz, ta się zrealizuje rzeczywiście!
I pokazał. Jedna przedstawiała Sakurę i Felixa. Mój partner nachylił się do wadery coś powiedział, a potem... no nie mogę! POCAŁOWAŁ JĄ!
- Ta była fałszywa. - zdecydowałam.
- Brawo - pochwalił mnie Apollo - rozumiem, że drugiej pokazywać nie muszę?
-Nie.
*Noc, następnego dnia*
Zasnęłam i miałam dziwaczny sen...
Siedziałam na łące, a niedaleko siedziała moja mama i jakiś obcy basior. To nie mógł być tata, za dobrze go pamiętam. Basior nachylił się i pocałował mamę.
- Och, Jason! Skończ już!
- Jesteśmy sami - zauważył ten cały jakiś tam Jason - Nikt nas nie widzi.
- Ja tutaj jestem! - chciałam krzyknąć, ale głos mi nie działał. Zrozumiałam. Wizja senna zesłana przez Apollina. Ta była zdecydowanie prawdziwa. Mama opowiadała kiedyś, że zanim poznała tatę była z kimś innym.
- Muszę już wracać - powiedziała mama - Nike będzie się niepokoił, a poza tym Aisha musi zjeść. Nie jadła nic porządnego bo spotykałam się z tobą. - Jason wymamrotał coś niewyraźnie. Nie mogłam uwierzyć... mama miała kogoś na boku nawet po moim urodzeniu. To było okropne.
- Dzięki ci panie Apollinie - powiedziałam - Dziękuję, że ujawniłeś mi sekret sprzed lat...
-Proszę - odpowiedział mi bóg.

Od Sakury

Szłam nieco zawiedziona do swojej nory. Nie wiem czemu zastanawiałam się jak to jest, gdy się kogoś ma. Kogoś, kto się o ciebie troszczy... nagle usłyszałam za mną kroki. Nie wiedziałam kto to. Obejrzałam się i zobaczyłam Felixa z jakimś ptakiem.
- Kto to ? - spytałam zaciekawiona.
- A..to jest mój kumpel. - westchnął.- ale... nie jesteś zła..? Albo...
- Nie. - przerwałam mu.
- Uf... to dobrze. - odetchnął uśmiechnęłam się delikatnie i podreptałam dalej.
- Czekaj! - zatrzymał mnie.
- O co chodzi? - spytałam z obojętną miną.
- Spotkamy się jutro... nie?
- Jak będziesz miał czas..
- Dla ciebie oczywiście. - uśmiechnął się.

Odwrócił się i poszedł. Weszłam do jaskini. Poczułam czyjś zapach... powoli patrzyłam na wszystkie kąty. Zobaczyłam futro. Nie byłam w stanie rozpoznać jakiego koloru. "Co to jest?" pomyślałam i dotknęłam to. Nagle z mroku wyskoczył jakiś wilk.
Odskoczyłam i spojrzałam na czarną sylwetkę. Po chwili wilk wybiegł na zewnątrz.
- Sory... Nie wiedziałem że to twoja jaskinia. - mruknął.
- E... nic się nie stało. - uśmiechnęłam się.
- Kim jesteś? - spytał przechylając głowę.
- Sakura. A ty?

<ktoś? :3>

Od Ryana

Otworzyłem oczy. Leżałem na plaży. Morskie fale obmywały mi boki, rytmiczne poruszając całym ciałem. Woda łaskotała w opuszki łap. Mógłbym tak przeleżeć całe życie, na brzegu plaży, na ciepłym piasku. Uniosłem powoli łeb. Zakręciło mi się w głowie. Położyłem go znów. Opadł na mokry piach. Leżałem, oddychając ciężko. Czemu tak bardzo boli mnie głowa? Jak długo tu leżę? Czemu mam przeczucie... że ktoś mnie obserwuje?
Podniosłem się powoli z piachu. Wplątał się w mokrą od wody sierść. Stanąłem na chwiejących łapach i rozejrzałem. Byłem na plaży, tak jak zdążyłem już zauważyć.
Przypłynąłem? Przyniosły mnie fale? Co się stało? Gdzie jestem? Dlaczego NIC nie pamiętam?
Wolnym krokiem, rozglądając się na boki, wszedłem do lasu. Cały czas czułem na karku czyjeś spojrzenie. Mimo wszystko, zawładnął mną strach. Uniosłem łeb do góry, ku koronom drzew. Panował straszliwa cisza. Wszystko zamarło. Nic, ale to nic, się nie ruszało. Kilka igieł sosnowych spadło mi na sierść. Szybko odwróciłem głowę w stronę skąd spadły. Czy... ktoś siedział na drzewie?
Podszedłem do drzewa z którego... coś lub ktoś zrzucił igły.
Spojrzałem w górę. Niemożliwe było, żeby wlazł tam jakiś wilk. Najbliższe gałęzie były... pod samym wierzchołkiem drzewa. Nagle zawiał wiatr. Szarpnął moim futrem. Od razu poczułem się lepiej. Przywołałem na pysk uśmiech i odwróciłem się od drzewa. Cokolwiek to było, nie obchodziło mnie już.
Poszedłem prosto w nieznany, obcy las. Pewnie należał do jakiejś watahy. Dreptałem powoli, nie śpiesząc się po miękkiej ściółce.
Wyszedłem na okazałą polanę. Poczułem zapach jeleni. Przyłożyłem nos do ziemi i zacząłem węszyć. Niestety. Jeleni dawno tu już nie było. Zaburczało mi w brzuchu. Westchnąłem.
Ułożyłem się pod okazałym drzewem. Położyłem łeb na łapach i postanowiłem się zdrzemnąć. Pamiętam... miałem zasadę "Gdy jesteś głodny, a jest żarcie to poluj a potem idź spać, a jeżeli jesteś głodny, a nie ma żarcia, to idź spać a potem poluj". Taa... tandetna zasada - w końcu sam ją wymyśliłem. Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Sen zakradał mi się pod powieki. Usłyszałem głośny dźwięk. Ktoś cicho zaklął nadeptując na suchą gałąź?
Podniosłem się gwałtownie, przywalając przy tym w dosyć twardą i grubą gałąź.
- Niech to... - zajęczałem i rozmasowałem łeb.
- Ktoś tu jest? - usłyszałem wilczy głos, który echo niosło po ciemniejącym lesie.
- Nie ma nikogo! - syknąłem rozmasowując rozbolały czerep.

<Ktokolwiek? :3>

piątek, 20 lutego 2015

Od Felixa cd Sakury

Nagle wpadłem na pomysł, który natychmiast odrzuciłem. Po chwili jednak wróciłem do niej.
- Chcesz całusa, prawda? - spytałem, a ona delikatnie się zaczerwieniła
- Znaczy...
- Wiem, że chcesz całusa. - uśmiechnąłem się. "Czy to by była zdrada? Nie, zwykły całus w policzek, to chyba nie zdrada. Ale... to jednak całus. A co jeśli Aisha gdzieś tu jest i to wszystko widzi? Nie, nie." - Sakura, a wystarczyłby przytulas?
- Uhm, no... - zaczęła, ale zobaczyłem zażenowanie w jej oczach. "Nie mam najmniejszego zmiaru zdradzać Aishy. Ale to byłby tylko jeden całus... nie." - kłębiły się myśli w mojej głowie.
- To... jak? - spytała nieśmiało
- Saku... - westchnąłem i usiadłem - załóżmy, że masz jakiegoś basiora. Takiego wspaniałego. I idziesz na spacer z kumplem i jest taka sytuacja jak teraz. I co byś zrobiła? - zapytałem przekrzywiając łepek
- Dałabym buziaka. - zachichotała. Znowu westchnąłem.
- Pytam realnie. - powiedziałem, a ona przewróciła oczami.
- To mam wracać do domu?
- Nie, nie. - zacząłem się plątać. Ostatnio ogólnie życie zaczyna mi się plątać, z tego co zauważyłem. Wstałem i otuliłem ją ramieniem. Widziałem, że nie była zbytnio pocieszona. Ale co miałem zrobić? Nie zdradziłbym Aishy. Nie wiem, czy całus byłby zdradą, ale wolałem zachować ostrożność. Sakura wzięła głęboki i smutny oddech.
- Ja już... pójdę. - bąknęła i odeszła. Stałem jeszcze chwilę w miejscu. Wiedziałem, że zrobiłem dobrze. Coś za coś, prawda...? Na moim ramieniu zasiadł nagle Wisz, mój stary, dobry, druh-towarzysz, gadający kruk.
- Widziałem. - uprzedził moją wypowiedź.
- Myślisz, że to dobrze?
- Jak najbardziej, młody. - powiedział dumnym głosem
- Nie mów do mnie młody. - wyszczerzyłem się
- Bo?
- Bo ja tak mówię do siostry.
- Młody? Nie młoda? - zaśmiał się
- Och, nie bądź szczegółowy... - spuściłem łeb, ale ciągle się na niego patrzyłem.
- Lix, a... fajna ta Aisha? - spytał nieco nieśmiało, co nie było dla niego typowe
- No fajna, fajna. - powtórnie podniosłem głowę
- A... y... no... coś ten?
- Coś co? - nie mogłem go zrozumieć
- No wiesz, bo musisz się przygotować, jakby coś...
- Och, przestań, Wiszu! - pacnąłem się łapą w twarz, ale niestety musiałem wysłuchać kazania od starszego o miłości i tego, co się z nią łączy.

<Sakura? Albo ktoś inny, nie wiem :D>

Od Savy cd Arrowa

- Ja ciebie też. - szepnęłam i wtuliłam się w jego miękkie futro. Zachichotałam cicho.
- Co jest? - spytał
- Nic. - odpowiedziałam z niewielkim uśmieszkiem. Leżeliśmy tak chwilę nic nie mówiąc. Nie wydaje mi się jednak, by ta cisza była niezręczna... myśleliśmy. Po prostu. Cisza i błogostan. W pewnym momencie Arrow się wyprostował. Spojrzałam na niego, a ten zastrzygł uszami.
- Coś nie tak? - spytałam troskliwie?
- Nie, chyba wszystko w porządku. - i znów położył głowę na moim grzbiecie. Widziałam, że coś jest nie tak. Chwilę później sytuacja się powtórzyła.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Też to słyszysz? - spytał nasłuchując.
- Nie. A co?
- Zaraz wracam. - powiedział i wstał. Wyszedł powoli z jaskini. Zrobiło mi się bez niego zimno, więc wstałam i podreptałam za nim. Szedł szybkim tempem... gdzieś. Dogoniłam go i uśmiechnęłam się, ale on nie zwrócił na mnie uwagi. Nagle usłyszałam cichy płacz. Zatrzymałam basiora łapą. Chciałam się przesłuchać.
- Już słyszysz? - popatrzył na mnie
- Mhm. - skinęłam - Chodźmy dalej. - powiedziałam i ruszyłam w stronę dźwięku razem z partnerem. Byliśmy coraz bliżej celu, bo dźwięk był coraz głośniejszy. W końcu szloch był blisko nas, co dało się usłyszeć, ale kompletnie nie było widać "obiektu" płaczącego.
- Tam! - szepnęłam i wskazałam łapą na malutkiego geparda
Cicho podeszliśmy do malca. Pochyliłam się nad nim i zaczęłam:
- Cześć, skarbie. Co ty tu, taki malusieńki robisz? - spytałam czule. Mały nie mógł nic powiedzieć, bo cały czas pociągał nosem. - Już, wszystko dobrze. - objęłam go delikatnie. Spojrzałam na Arrowa, który tylko stał i patrzył co robię. Uśmiechnął się delikatnie. Gepardzik jednak cały czas płakał.
- Ćśś, nie płacz... - szeptałam, ale nic to nie dawało. Arrow zdjął mi z głowy jeden z naszyjników i dał zwierzątku w łapki. "Co to za pomysł?" - pomyślałam i popatrzyłam dziwnie na Arrowa "Zobaczysz." usłyszałam głos w głowie. Rozszerzyłam oczy. "Tak, umiem porozumiewać się przez umysł" powiedział głos "Patrz na młodego" powiedział, a ja posłusznie spojrzałam. Mały już nie płakał, tylko bawił się naszyjnikiem plątając go i znowu rozplątując. Odwróciłam na chwilę wzrok na Arrowa "Jesteś genialny!" pomyślałam, a on się uśmiechnął.
- Co tutaj robisz? - spytałam powtórnie, a maluch spojrzał na mnie pięknymi, dużymi oczkami.
- Bo ja się bawiłem z kolegami w chowanego... i... i się zgubiłem, bo chyba poszedłem za daleko... - mówił smutno
- Ojej... a jak masz na imię? - spytał basior
- Elim. - odpowiedział grzecznie
- To pomożemy ci znaleźć kolegów, dobrze, Elimku? - zapytałam
- Na prawdę? - powiedział podekscytowany
- Tak. - powiedzieliśmy w tym samym czasie, a on szeroko się uśmiechnął i stanął na nogi

<Arrow? c:>

Od Aishy cd Felixa/Edwarda

Westchnęłam...
- Co tu dużo opowiadać... urodził się mój brat, później siostra, a na końcu ja. Uciekliśmy z domu, oni zginęli w czasie wędrówki, a ja dotarłam tutaj. Zwyczajne życie zwyczajnej wadery. A właśnie... coś mi się przypomniało... muszę iść do Edwarda i poprosić o awans.
- Awans? - zapytał Lix.
- Owszem Glonomódżku - zachichotałam - A ty idziesz ze mną.
Felix się ociągał, ale w końcu go dowlekłam do jaskini Alfy. Akurat siedział przed nią Eddie.
- Cześć Eddie! Chciałam cię prosić o awans.
Samiec alfa uniósł brwi.
- Awans?
-Aha. Może mogłabym zostać Przywódcą strategów? - zapytałam.
- A czy Felix nie jest przypadkiem Przywódcą strażników? - zapytał Eddie.
- No jest... ale ja jestem strategiem, więc...
- Wiem, ale...
Eddie westchnął...
- Zastanowię się Aisha, okej?
Przytaknęłam.

<Eddie, Felix?>