Otworzyłem oczy. Leżałem na plaży. Morskie fale obmywały mi boki,
rytmiczne poruszając całym ciałem. Woda łaskotała w opuszki łap. Mógłbym
tak przeleżeć całe życie, na brzegu plaży, na ciepłym piasku. Uniosłem
powoli łeb. Zakręciło mi się w głowie. Położyłem go znów. Opadł na mokry
piach. Leżałem, oddychając ciężko. Czemu tak bardzo boli mnie głowa?
Jak długo tu leżę? Czemu mam przeczucie... że ktoś mnie obserwuje?
Podniosłem się powoli z piachu. Wplątał się w mokrą od wody sierść. Stanąłem na chwiejących łapach i rozejrzałem. Byłem na plaży, tak jak zdążyłem już zauważyć.
Przypłynąłem? Przyniosły mnie fale? Co się stało? Gdzie jestem? Dlaczego NIC nie pamiętam?
Wolnym krokiem, rozglądając się na boki, wszedłem do lasu. Cały czas czułem na karku czyjeś spojrzenie. Mimo wszystko, zawładnął mną strach. Uniosłem łeb do góry, ku koronom drzew. Panował straszliwa cisza. Wszystko zamarło. Nic, ale to nic, się nie ruszało. Kilka igieł sosnowych spadło mi na sierść. Szybko odwróciłem głowę w stronę skąd spadły. Czy... ktoś siedział na drzewie?
Podszedłem do drzewa z którego... coś lub ktoś zrzucił igły.
Spojrzałem w górę. Niemożliwe było, żeby wlazł tam jakiś wilk. Najbliższe gałęzie były... pod samym wierzchołkiem drzewa. Nagle zawiał wiatr. Szarpnął moim futrem. Od razu poczułem się lepiej. Przywołałem na pysk uśmiech i odwróciłem się od drzewa. Cokolwiek to było, nie obchodziło mnie już.
Poszedłem prosto w nieznany, obcy las. Pewnie należał do jakiejś watahy. Dreptałem powoli, nie śpiesząc się po miękkiej ściółce.
Wyszedłem na okazałą polanę. Poczułem zapach jeleni. Przyłożyłem nos do ziemi i zacząłem węszyć. Niestety. Jeleni dawno tu już nie było. Zaburczało mi w brzuchu. Westchnąłem.
Ułożyłem się pod okazałym drzewem. Położyłem łeb na łapach i postanowiłem się zdrzemnąć. Pamiętam... miałem zasadę "Gdy jesteś głodny, a jest żarcie to poluj a potem idź spać, a jeżeli jesteś głodny, a nie ma żarcia, to idź spać a potem poluj". Taa... tandetna zasada - w końcu sam ją wymyśliłem. Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Sen zakradał mi się pod powieki. Usłyszałem głośny dźwięk. Ktoś cicho zaklął nadeptując na suchą gałąź?
Podniosłem się gwałtownie, przywalając przy tym w dosyć twardą i grubą gałąź.
- Niech to... - zajęczałem i rozmasowałem łeb.
- Ktoś tu jest? - usłyszałem wilczy głos, który echo niosło po ciemniejącym lesie.
- Nie ma nikogo! - syknąłem rozmasowując rozbolały czerep.
<Ktokolwiek? :3>
Podniosłem się powoli z piachu. Wplątał się w mokrą od wody sierść. Stanąłem na chwiejących łapach i rozejrzałem. Byłem na plaży, tak jak zdążyłem już zauważyć.
Przypłynąłem? Przyniosły mnie fale? Co się stało? Gdzie jestem? Dlaczego NIC nie pamiętam?
Wolnym krokiem, rozglądając się na boki, wszedłem do lasu. Cały czas czułem na karku czyjeś spojrzenie. Mimo wszystko, zawładnął mną strach. Uniosłem łeb do góry, ku koronom drzew. Panował straszliwa cisza. Wszystko zamarło. Nic, ale to nic, się nie ruszało. Kilka igieł sosnowych spadło mi na sierść. Szybko odwróciłem głowę w stronę skąd spadły. Czy... ktoś siedział na drzewie?
Podszedłem do drzewa z którego... coś lub ktoś zrzucił igły.
Spojrzałem w górę. Niemożliwe było, żeby wlazł tam jakiś wilk. Najbliższe gałęzie były... pod samym wierzchołkiem drzewa. Nagle zawiał wiatr. Szarpnął moim futrem. Od razu poczułem się lepiej. Przywołałem na pysk uśmiech i odwróciłem się od drzewa. Cokolwiek to było, nie obchodziło mnie już.
Poszedłem prosto w nieznany, obcy las. Pewnie należał do jakiejś watahy. Dreptałem powoli, nie śpiesząc się po miękkiej ściółce.
Wyszedłem na okazałą polanę. Poczułem zapach jeleni. Przyłożyłem nos do ziemi i zacząłem węszyć. Niestety. Jeleni dawno tu już nie było. Zaburczało mi w brzuchu. Westchnąłem.
Ułożyłem się pod okazałym drzewem. Położyłem łeb na łapach i postanowiłem się zdrzemnąć. Pamiętam... miałem zasadę "Gdy jesteś głodny, a jest żarcie to poluj a potem idź spać, a jeżeli jesteś głodny, a nie ma żarcia, to idź spać a potem poluj". Taa... tandetna zasada - w końcu sam ją wymyśliłem. Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Sen zakradał mi się pod powieki. Usłyszałem głośny dźwięk. Ktoś cicho zaklął nadeptując na suchą gałąź?
Podniosłem się gwałtownie, przywalając przy tym w dosyć twardą i grubą gałąź.
- Niech to... - zajęczałem i rozmasowałem łeb.
- Ktoś tu jest? - usłyszałem wilczy głos, który echo niosło po ciemniejącym lesie.
- Nie ma nikogo! - syknąłem rozmasowując rozbolały czerep.
<Ktokolwiek? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz