Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam... a praktycznie nie zasnęłam,
tylko przeniosłam się duszą do Hadesu... rozejrzałam się ze wstrętem
rozpoznając te fioletowe ściany... wiedziałam, gdzie muszę iść. Zbyt
wiele razy już przez to przeszłam. Jednak nim zrobiłam jakikolwiek krok
naelektryzowałam swoje futro, które miało mi teraz służyć za tarczę.
Niestety, miało to też swoje minusy, jak to, że każda moc używana za
pomocą duszy jest jednocześnie używana tam, do góry, przez ciało... ech,
czyli będę musiała się chociaż trochę kontrolować... skierowałam się do
sali tronowej. Nie musiałam nawet dotykać żadnych drzwi, wszystkie
otwierały się pchnięte niewidzialną siłą. W końcu doszłam na miejsce.
Cała moja rodzinka rozsiadła się w pomieszczeniu, oczywiście w ludzkich
formach. Widząc ich spojrzenia również się zmieniłam, natychmiastowo
odgarniając z twarzy czarno-rude włosy.
- Lucyferze, w jakiej sprawie mnie wzywasz? - starałam się włożyć w to zdanie tyle jadu, ile tylko mogłam. Moje spojrzenie zatrzymało się na mężczyźnie, który wyglądał na góra 20 lat, na głowie miał zmierzwione, czarne włosy a fioletowe oczy nie wyrażały nic.
- Ach, Rachel, dawno się u nas nie było! Widzisz... - teatralnie zawiesił głos, a ja automatycznie przewróciłam oczami. - Zamierzamy dać ci jeszcze jedną szansę. Możesz do nas dołączyć, oczywiście wiem, jak bardzo się cieszysz. - poczułam na koniuszkach palców chłód, czyli zaczynałam tracić kontrolę. - W zamian nauczymy cię - ciągnął, ze złośliwym uśmiechem przypatrując się sopelkom lodu, które pojedynczo spadały na ziemie. - Jak utrzymywać stałą kontrolę. Przemyśl to. - i zniknął, tak po prostu, jak reszta rodzinki, tsssa... zmieniłam się w wilczycę i przeszłam przez drzwi, zaraz po dotarciu na koniec korytarza "obudziłam się".
Rozejrzałam się zdezorientowana, widząc, że nie stało się nic szczególnego. Leo spał. Postanowiłam w spokoju przemyśleć propozycję Lucyfera i przeszłam się nad jezioro, patrząc, jak słońce powoli wstaje. W sumie to to nie był aż tak zły pomysł... co nie zmienia faktu, że nadal był zły. Wieczna utrata wolności w zamian za naukę kontroli... nie ma co, każdy masochista od razu by się na to skusił. A ja, ku rozpaczy Lucyfera, masochistką nie jestem. Tylko, że król piekieł (który ostatnimi czasy aż za dobrze dogaduje się z Hadesem, który użycza mu Hadesu...) zawsza wyciąga na stół wszystkie karty. Tym razem centralną częścią przedstawienia był na pozór niczym nie wyróżniający się Lark. Mój starszy brat, którego może i nie było ze mną przez cały czas, ale mimo to nadal go kochałam... ach, te więzi rodzinne! Czyż nie są wspaniałe? Normalnie jak jakaś broń ostateczna! I właśnie jego osoba sprawiła w mojej głowie taki zamęt. Usłyszałam za sobą kroki, odwróciłam się i zobaczyłam Leona. Z braku lepszego pomysłu postanowiłam mu wszystko opowiedzieć...
[jakiś czas później]
- ...i teraz z jednej strony wiem, że przyłączenie się do Lucyfera to koszmarny pomysł, ale z drugiej... no z drugiej jest Lark, za którym mimo wszystko strasznie tęsknię. - pozostawał jeszcze fakt, że gdybym dołączyła do piekła, to tęskniłabym za Leo, ale... tego nie będę mu mówiła. - Co ty byś zrobił na moim miejscu?
<Leo? Trochę to zagmatwałam... XD>
- Lucyferze, w jakiej sprawie mnie wzywasz? - starałam się włożyć w to zdanie tyle jadu, ile tylko mogłam. Moje spojrzenie zatrzymało się na mężczyźnie, który wyglądał na góra 20 lat, na głowie miał zmierzwione, czarne włosy a fioletowe oczy nie wyrażały nic.
- Ach, Rachel, dawno się u nas nie było! Widzisz... - teatralnie zawiesił głos, a ja automatycznie przewróciłam oczami. - Zamierzamy dać ci jeszcze jedną szansę. Możesz do nas dołączyć, oczywiście wiem, jak bardzo się cieszysz. - poczułam na koniuszkach palców chłód, czyli zaczynałam tracić kontrolę. - W zamian nauczymy cię - ciągnął, ze złośliwym uśmiechem przypatrując się sopelkom lodu, które pojedynczo spadały na ziemie. - Jak utrzymywać stałą kontrolę. Przemyśl to. - i zniknął, tak po prostu, jak reszta rodzinki, tsssa... zmieniłam się w wilczycę i przeszłam przez drzwi, zaraz po dotarciu na koniec korytarza "obudziłam się".
Rozejrzałam się zdezorientowana, widząc, że nie stało się nic szczególnego. Leo spał. Postanowiłam w spokoju przemyśleć propozycję Lucyfera i przeszłam się nad jezioro, patrząc, jak słońce powoli wstaje. W sumie to to nie był aż tak zły pomysł... co nie zmienia faktu, że nadal był zły. Wieczna utrata wolności w zamian za naukę kontroli... nie ma co, każdy masochista od razu by się na to skusił. A ja, ku rozpaczy Lucyfera, masochistką nie jestem. Tylko, że król piekieł (który ostatnimi czasy aż za dobrze dogaduje się z Hadesem, który użycza mu Hadesu...) zawsza wyciąga na stół wszystkie karty. Tym razem centralną częścią przedstawienia był na pozór niczym nie wyróżniający się Lark. Mój starszy brat, którego może i nie było ze mną przez cały czas, ale mimo to nadal go kochałam... ach, te więzi rodzinne! Czyż nie są wspaniałe? Normalnie jak jakaś broń ostateczna! I właśnie jego osoba sprawiła w mojej głowie taki zamęt. Usłyszałam za sobą kroki, odwróciłam się i zobaczyłam Leona. Z braku lepszego pomysłu postanowiłam mu wszystko opowiedzieć...
[jakiś czas później]
- ...i teraz z jednej strony wiem, że przyłączenie się do Lucyfera to koszmarny pomysł, ale z drugiej... no z drugiej jest Lark, za którym mimo wszystko strasznie tęsknię. - pozostawał jeszcze fakt, że gdybym dołączyła do piekła, to tęskniłabym za Leo, ale... tego nie będę mu mówiła. - Co ty byś zrobił na moim miejscu?
<Leo? Trochę to zagmatwałam... XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz