Nie wschłuchiwałem się zbytnio w ich rozmowę. Nie miałem ochoty rozmawiać w tym momencie z kimkolwiek, dlatego bez słowa odbiegłem w stronę lasu. Gdy już wydawało mi się, że byłem daleko od nich, usłyszałem tupot łap za mną.
- Hej, poczekaj! - zawołała Sava. Ja jednak nie zwracałem na nią uwagi. Biegłem przed siebie najszybciej jak tylko mogłem. Chciałem od tego wszystkieg jak najdalej uciec... nagle przez moją nieuwagę padłem jak długi.
- Cholerna gałązka! - mruknąłem do siebie chcąc się podnieść. Niestety wadery już mnie dogoniły i nie dały mi dalej biec.
- Caspian, co się dzieje? - spytała natychmiast Sava
- Dobra, już opowiadam... - bąknąłem
- No, mów. - zachęciła mnie druga wilczyca
- Ech... - przeciągałem ten moment w nieskończoność - matka mnie porzuciła jak byłem szczeniakiem. - orzekłem smętnie
- Och, ale to było dawno. Nie ma się co takimi rzeczami zamartwiać! Tu poznasz wiele wspaniałych przyjaciół, którymi można próbować zastąpić rodzinę. - uśmiechnęła się Sava i oparła ramię o mój bark.
- Chcesz opowiedzieć więcej? Czasem takie wyżalenie się bardzo pomaga... - rzekła biało - niebieska wilczyca opierając się o mój drugi bark. Zrobiło mi się piekielnie smutno. Nie lubiłem o tym mówić...
- Nic więcej nie mam do powiedzenia. - odparłem
- Dlatego uciekałeś? Hej... nie ma co uciekać. - pocieszała mnie anonimowa wadera
- Może was poznam, tak wogóle? Chione, Caspian. Caspian, Chione. - powiedziała Sav
<Chione?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz