Leciałem, leciałem, leciałem. Droga powrotna okropnie mi się dłużyła, dlatego by umilić sobie jakoś czas myślałem o różnych rzeczach. W którymś momencie moje myśli natknęły się na Mery. Mam nadzieję, że nie jest zła. W końcu sama chciała, żebyśmy zrobili jakiś gang... czy tam coś takiego. No więc zrobiłem pierwszy krok. Co z tego, że ona musi wszystko sprzątać? Chciała - niech ma.
Po paru godzinach znalazłem się na terenach watahy. Odnalazłem pierwszą lepszą jaskinię w górach i natychmiast do niej wleciałem. Z wdziękiem schowałem skrzydła i ułożyłem się wygodnie na posadzce. Wymęczony zasnąłem niemal natychmiast.
~~~
- Ej, żyjesz? Halo...? - usłyszałem nieznany głos
- Nie powinno cię to obchodzić... - wymruczałem sennie
- Mhm... - rzekł cicho wilk. Ja w duszy przeklinałem go. Kto śmie mnie budzić, cholera? Usłyszałem stąpanie wilka w stronę wyjścia. Na szczęście.
Leżałem usiłując zasnąć. Niestety ten dupek rozbudził mnie na dobre. W iście zjebanym humorze wychyliłem łepek z jaskini. Nic się nie działo, a tylko ostry promień słońca przyświecił mi w oczy. Powtórnie przeklnąłem pod nosem. Wywlokłem się z jaskini i chwiejnym krokiem ruszyłem na polowanie. Za nic mi to jednak nie szło, nawet nie mogłem zabić nędznego królika. Z niechęcią spojrzałem na krzak z owocami leśnymi.
- Tylko wy mi pozostałyście... - warknąłem w ich stronę i z niechęcią zacząłem je jeść.
Po skończonym posiłku niezadowolony i zniechęcony do czegokolwiek, zacząłem iść przed siebie bez celu.
<Mery?>
Po paru godzinach znalazłem się na terenach watahy. Odnalazłem pierwszą lepszą jaskinię w górach i natychmiast do niej wleciałem. Z wdziękiem schowałem skrzydła i ułożyłem się wygodnie na posadzce. Wymęczony zasnąłem niemal natychmiast.
~~~
- Ej, żyjesz? Halo...? - usłyszałem nieznany głos
- Nie powinno cię to obchodzić... - wymruczałem sennie
- Mhm... - rzekł cicho wilk. Ja w duszy przeklinałem go. Kto śmie mnie budzić, cholera? Usłyszałem stąpanie wilka w stronę wyjścia. Na szczęście.
Leżałem usiłując zasnąć. Niestety ten dupek rozbudził mnie na dobre. W iście zjebanym humorze wychyliłem łepek z jaskini. Nic się nie działo, a tylko ostry promień słońca przyświecił mi w oczy. Powtórnie przeklnąłem pod nosem. Wywlokłem się z jaskini i chwiejnym krokiem ruszyłem na polowanie. Za nic mi to jednak nie szło, nawet nie mogłem zabić nędznego królika. Z niechęcią spojrzałem na krzak z owocami leśnymi.
- Tylko wy mi pozostałyście... - warknąłem w ich stronę i z niechęcią zacząłem je jeść.
Po skończonym posiłku niezadowolony i zniechęcony do czegokolwiek, zacząłem iść przed siebie bez celu.
<Mery?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz