- Aramisa! - wrzasnąłem. Rozłożyłem skrzydła i natychmiast zleciałem na dół, by zobaczyć co z nią. Jej upadek wyglądał bardzo niefajnie. - Aramisa... Aramisa, obudź się... noo... - potrząsnąłem nią. Uderzyłem w policzek, ale nic to nie dało. Nieco spanikowany rozejrzałem się, czy gdzieś obok nie ma wody. Zauważyłem strumyk. Wziąłem do łap nieco zimnej wody i ochlapałem twarz wadery. Dalej nic. Zakląłem soczyście pod nosem.
- Wymyśl coś, wymyśl coś, szmaciarzu. - potrzepałem łbem. Sprawdziłem czy ona oddycha. Oddychała. Odetchnąłem cicho. Nagle mnie olśniło.
- Moce, Hanto. Moce. - szepnąłem do siebie. Położyłem łapy w okolicach jej serca. Usłyszałem chrupnięcie kości. Połamała żebra, cholera. Starałem się bardzo delikatnie trzymać łapę na jej piersi. Zacząłem nucić jedną melodię. Zamknąłem oczy i bardzo mocno myślałem o Aramisie. Po paru minutach otworzyłem oczy. Ona również powoli zaczęła je otwierać. Chciała coś powiedzieć, ale tylko ciężko oddychała.
- Nie mów nic i się nie ruszaj. - powiedziałem nie patrząc jej w oczy. Nigdy jeszcze nie zrastałem kości. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Szeptem mówiłem jakieś zaklęcie, które mogło pomóc. Pod opuszkami czułem kości wracające na swoje miejsce. Westchnąłem głęboko, wziąłem łapy i usiadłem obok wilczycy.
- Nie dziękuj. - rzuciłem. W sumie, to nie mam pojęcia, czemu jej pomogłem. To było... dziwne. Bardzo dziwne.
<Aramisa? Co dalej? Coś jeszcze panią boli? x3 Mam nadzieję, że nie będzie efektów ubocznych zrastania żeber o.o>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz