wtorek, 3 lutego 2015

Od Hanto

Wieczór. Niebo zmieniło kolor na różowo-pomarańczowy. Uroczo. Zaraz żygnę.
Pałętałem się po górzastych terenach. Chyba góry jak do tej pory były moją ulubioną częścią nowej watahy. Tam było najmniej jakiegokolwiek życia. A przynajmniej w tych miejscach, gdzie byłem do tej pory. Tylko nagie skały, które spowijała delikatna mgła. Tak jak lubię. Jedyne, co mi przeszkadzało, to śnieg, który był wszędzie. Śnieg jest chyba jedynym minusem zimy. Dlaczego lubię zimę? Lubię zimno, lubię, gdy życie dookoła zamiera, lubię... zgubiłem wątek. Nie ważne.
Szukałem czegoś do roboty. Jak nie lubię tego stwierdzenia, tak muszę przyznać, że trochę doskwierała mi nuda. Strzepałem magią trochę śniegu z drzew, ze skał. Myślałem, że może chociaż tak coś znajdę. Myliłem się. Znalazłem tylko stado mrówek, które zgniotłem. Przez chwilę sprawiało mi to frajdę, potem przestało. W pewnym momencie usłyszałem wilka. Słyszałem sunięcie jego łap po śniegu. Z pomocą zmysłu węchu bezszelestnie szukałem źródła dźwięku. I nagle znalazłem. Wadera szła na południe, czyli w stronę mniej stromych terenów. Bez najmniejszego dźwięku człapałem za nią. W końcu stanęła i usiadła na rozłożystym kamieniu. Stanąłem obok niej, ale tak, żeby nie widziała. A raczej zobaczyła po chwili. Po parunastu sekundach odwróciła głowę i wzdrygnęła się spadając z kamienia. Zahihotałem cicho. Jej mina, gdy mnie zobaczyła, była po prostu wspaniała.
- Co, przestraszyłaś się? Bidulka. Nie, nie pomogę ci wstać. Wiem, mam dzisiaj wspaniały humor, nieprawdaż? - spytałem retorycznie obserwując wilczycę.

<Wadero?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz